To się
naprawdę zdarzyło. I to dawno temu. Idę sobie pewnego ranka ulicą Smolną. I
nagle słyszę jakiś huk i coś miga mi
przed oczyma. U stóp moich leży młotek. Duży młotek, który formalnie spadł z
nieba. I na dodatek, nie trafił w poruszający się chodnikiem obiekt. Obiekt,
czyli ja, łaskawym zrządzeniem losu przeżył tę młotkową inwazję. Spojrzenie w
górę i widzę, że na dachu mijanej kamienicy są jakieś roboty. Spojrzenie w bok
i decyzja. Zabrałam młotek, wsadziłam do torby i poszłam spokojnie dalej. Młotek
– zaiste dar Boży.
Młotek to na pewno jedno z najbardziej wiekowych narzędzi, jakie my ludzie stworzyliśmy, choć podejrzewam , że i inne zwierzątka jakieś tam młotki wymyśliły, a już naczelne na pewno. Ciocia Wikipedia, sowa przemądrzała, poucza mnie, że młotki działają na zasadzie ”(…) gromadzenia energii kinetycznej w ciężkim obuchu podczas stosunkowo długiego zamachu, a następnie przekazania jej w krótkim czasie uderzonemu obiektowi”.
Dzięki
Cioci W. dowiedziałam się, że to na końcu to obuch, bo że to drugie to trzonek
– to już wiedziałam wcześniej.
Uczciwie
muszę się przyznać, że bardzo rzadko młotka używam. Ostatnio miałam w ręku
młotek gumowy. Chodziło o to, żeby nie uszkodzić powierzchni, a wbić to, co
wbicia wymagało, a właściwie dobić, bo wredna śruba nie chciała się wkręcać.
Znam
młotek ciesielski, czyli taki, który zamiast ściętego końca ma dwa zęby. Ten
młotek, a właściwie młoteczek służył mi w dzieciństwie do podważania i
wyciągania elementów drewnianej przybijanki, którą lubiłam się bawić będąc
przedszkolakiem. W minionym stuleciu, gwoli uściślenia. . Z kolei w okresie tak
zwanej wczesnej młodości, z uwagi na namiotowe preferencje wakacyjne,
zaprzyjaźniłam się z młotkiem do śledzi.
Zawodowo
zostałam przygotowana do posługiwania się młotkiem neurologicznym, ale używałam
go wyłącznie na studiach, na ćwiczeniach poświęconych poznawaniu odruchów
bezwarunkowych. Później jakoś nie było okazji. I dobrze, przyznacie.
Widywałam
młotek szewski, w końcu kiedyś buty często się do szewca odnosiło, do napraw
wszelakich. Wspomnieć też wypada, że mój dziadek po mieczu szewcem był, a w
każdym razie bywał, między różnymi innymi incydentami zawodowymi.
Z
młotkiem murarskim znamy się tylko z widzenia. Podobnie jak z młotkiem
geologicznym i sędziowskim. Natomiast nie potrafię przypomnieć sobie wyglądu
młotka spawacza, mimo że filmów z wątkiem „spawaczym” trochę w życiu
zaliczyłam.
Bliski
memu sercu i mej ręce jest młotek kuchenny (tzw. tłuczek). Rozbijanie
schabowych, orzechów, wysuszonej bułki itp. zajęcia mają istotny udział w mej
codzienności, zatem ów młotek zajmuje poczesne miejsce w moim życiu. Jest
jeszcze jeden ważny młotek, tzw. awaryjny, do wybijania szyb przeznaczony,
który w trakcie podróży środkami komunikacji masowej czujnie obserwuję,
wyobrażając sobie różne wersje jego użycia w czasie zagrożeń rozmaitych. Ta
moja czujność i koncentracja na młotku wzrasta znacząco w trakcie przejazdów
mostami nad Wisłą.
Wyliczyć powinnam jeszcze młotki, które gdzieś tam przemknęły przed mymi oczyma, w różnych ważnych życiowo momentach, np. młotek rzeźbiarski, który widywałam z uwagi na pasje artystyczne mych znajomych; kamieniarski, którego używali panowie kładący kostkę na naszym podwórku. Młotoklina, a jest i taki młotek, chyba jednak nigdy nie widziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz