poniedziałek, 8 lutego 2021

TAKIE SOBIE O MŁOTKU REFLEKSJE

 


To się naprawdę zdarzyło. I to dawno temu. Idę sobie pewnego ranka ulicą Smolną. I nagle słyszę jakiś huk i coś  miga mi przed oczyma. U stóp moich leży młotek. Duży młotek, który formalnie spadł z nieba. I na dodatek, nie trafił w poruszający się chodnikiem obiekt. Obiekt, czyli ja, łaskawym zrządzeniem losu przeżył tę młotkową inwazję. Spojrzenie w górę i widzę, że na dachu mijanej kamienicy są jakieś roboty. Spojrzenie w bok i decyzja. Zabrałam młotek, wsadziłam do torby i poszłam spokojnie dalej. Młotek – zaiste dar Boży.

Młotek to na pewno jedno z najbardziej wiekowych narzędzi, jakie my ludzie stworzyliśmy, choć podejrzewam , że i inne zwierzątka jakieś tam młotki wymyśliły, a już naczelne na pewno.  Ciocia Wikipedia, sowa przemądrzała, poucza mnie, że młotki działają na zasadzie ”(…) gromadzenia energii kinetycznej w ciężkim obuchu podczas stosunkowo długiego zamachu, a następnie przekazania jej w krótkim czasie uderzonemu obiektowi”.

Dzięki Cioci W. dowiedziałam się, że to na końcu to obuch, bo że to drugie to trzonek – to już wiedziałam wcześniej.

Uczciwie muszę się przyznać, że bardzo rzadko młotka używam. Ostatnio miałam w ręku młotek gumowy. Chodziło o to, żeby nie uszkodzić powierzchni, a wbić to, co wbicia wymagało, a właściwie dobić, bo wredna śruba nie chciała się wkręcać.

Znam młotek ciesielski, czyli taki, który zamiast ściętego końca ma dwa zęby. Ten młotek, a właściwie młoteczek służył mi w dzieciństwie do podważania i wyciągania elementów drewnianej przybijanki, którą lubiłam się bawić będąc przedszkolakiem. W minionym stuleciu, gwoli uściślenia. . Z kolei w okresie tak zwanej wczesnej młodości, z uwagi na namiotowe preferencje wakacyjne, zaprzyjaźniłam się z młotkiem do śledzi.

Zawodowo zostałam przygotowana do posługiwania się młotkiem neurologicznym, ale używałam go wyłącznie na studiach, na ćwiczeniach poświęconych poznawaniu odruchów bezwarunkowych. Później jakoś nie było okazji. I dobrze, przyznacie.

Widywałam młotek szewski, w końcu kiedyś buty często się do szewca odnosiło, do napraw wszelakich. Wspomnieć też wypada, że mój dziadek po mieczu szewcem był, a w każdym razie bywał, między różnymi innymi incydentami zawodowymi.

Z młotkiem murarskim znamy się tylko z widzenia. Podobnie jak z młotkiem geologicznym i sędziowskim. Natomiast nie potrafię przypomnieć sobie wyglądu młotka spawacza, mimo że filmów z wątkiem „spawaczym” trochę w życiu zaliczyłam.

Bliski memu sercu i mej ręce jest młotek kuchenny (tzw. tłuczek). Rozbijanie schabowych, orzechów, wysuszonej bułki itp. zajęcia mają istotny udział w mej codzienności, zatem ów młotek zajmuje poczesne miejsce w moim życiu. Jest jeszcze jeden ważny młotek, tzw. awaryjny, do wybijania szyb przeznaczony, który w trakcie podróży środkami komunikacji masowej czujnie obserwuję, wyobrażając sobie różne wersje jego użycia w czasie zagrożeń rozmaitych. Ta moja czujność i koncentracja na młotku wzrasta znacząco w trakcie przejazdów mostami nad Wisłą.

Wyliczyć powinnam jeszcze młotki, które gdzieś tam przemknęły przed mymi oczyma, w różnych ważnych życiowo momentach, np. młotek rzeźbiarski, który widywałam z uwagi na pasje artystyczne mych znajomych; kamieniarski, którego używali panowie kładący kostkę na naszym podwórku. Młotoklina, a jest i taki młotek, chyba jednak nigdy nie widziałam.

                                                                                Obraz succo z Pixabay   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz