środa, 24 stycznia 2018

Rzeczy atakują niespodzianie


I znowu dopadł mnie zmasowany atak ze strony rzeczy. Książek, teczek z ważnymi dokumentami, płyt DVD z zapisami przeszłości, kaset z jakimiś filmami, starych kalendarzy, których nie sposób wyrzucić, bo a nuż jest w nich zapisane coś ważnego. Ze szczególną premedytacją atakują pudełka z pamiątkami typu: pierwsze loczki synka; fragment grzywki córeczki;  identyfikatory dzieciaczków ze szpitala, w którym przyszły na świat; jakieś monety dawno wycofane z obiegu; kluczyk do nie wiadomo czego, ale przecież zawsze można odkryć jego przeznaczenie; moja szkolna legitymacja, tudzież legitymacja działkowca; spis przedmiotów, które nam ukradziono w ramach pierwszego włamania do naszego mieszkania;  dwie odznaki wzorowego ucznia plus tarcza szkolna mego męża.  Medalion wygrany na loterii w Muzeum Karykatury. I tak dalej, bez końca.
Te rzeczy są i były. I jakoś się o nich zapomina. O tym, że istnieją, zajmują przestrzeń i niszczeją w zakamarkach naszego domu. I pewnego dnia atakują, stają się aktywne, każą o sobie myśleć, dopytują: co z nami będzie? Walczą o swoje prawa, o to, by je przejrzeć, uporządkować, powkładać do nowych pudełek. Książki chcą, by je jeszcze raz przeczytać, a może oddać na makulaturę lub zanieść do biblioteki. Nie pojmuję, o co im chodzi. Przecież mają swoje miejsca. Dlaczego nie siedzą cicho? Dlaczego zaczynają mi przeszkadzać?
Tony zdjęć to najsilniejsza armia świata, nie do pokonania. Czarno-białe i kolorowe. Powklejane do albumów i te najgroźniejsze – luzem. Wysypują się w najmniej oczekiwanych momentach, zabierają czas, budzą wyrzuty sumienia. Mają sojuszników we wspomnieniach. Łatwo się nie poddadzą. Utrzymają swoją pozycję.
Beztrosko otworzona szafa wywołała zmasowany atak ze strony garderoby: rzuciły się na mnie jednorazowe sylwestrowe i weselne kreacje; skarpetki nie od pary, bezskutecznie poszukujące swych połowic; za ciasne sukienki i spódnice; bluzki koszulowe, w których nigdy nie chodzę, ale mogą się przecież przydać, np. w trakcie uroczystości wręczania  mi medalu za długie życie. Wyjątkowo agresywnie zachowują się jak zwykle spodnie, zwłaszcza dżinsy, może dlatego, że są wyjątkowo wychudzone, w rozmiarze dla swej właścicielki nieosiągalnym.
W szafkach kuchennych pomrukują na mnie jakieś przypadkowe kubki – brzydactwa; talerzyki wzdychające do potłuczonych dawno filiżanek oraz dzbanki od serwisów do kawy, serwisów które już dawno przeszły w stan niebytu. Tej armii raczej się nie boję. Dam radę. Krucha jakaś i zawsze można ją załadować do pudeł i wynieść na śmietnik. Czemu tak nie robię? Bo armia przegrana wzbudza litość. Może zastosuję jakiś obóz przejściowy. Niech w garażu poczekają na lepszy los.
Ale to już później. Póki co odparłam atak. Już nic nie muszę robić. Rzeczy wycofały się, prawdopodobnie na z góry upatrzone pozycje.
Chociaż, odnoszę nieprzeparte wrażenie, że otoczyły się solidnym okopem.  


1 komentarz: