Choszczówka żłobkami i
przedszkolami stoi. Prywatnymi. Wiem, co prawda z drugiej ręki, że to dobre
placówki. Nie wiem, czy są, czy też nie są dofinansowywane przez miasto. Nie
wiem, jak poradzą sobie w najbliższym czasie i czy w ogóle sobie poradzą.
Znam natomiast, również z
drugiej ręki, aktualne dylematy rodziców ze żłobkowych usług korzystających. Płacić czy nie płacić? Przecież moje dziecko
do żłobka teraz nie chodzi, a z finansami może być trudno. Zwłaszcza, że nie
wiadomo, kiedy i jak rządy Covida-19 się skończą.
Nie jestem rodzicem, ale …
ja bym jeszcze zapłaciła. Może wynegocjowałabym jakąś zniżkę, ale jednak bym
zapłaciła. Chyba, że nie miałabym z czego, ale to akurat zrozumiałe. Byt określa,
i tu Was zaskoczę, bo nie o świadomości napiszę, a zatem… byt określa życiowe
wybory. Dałabym czas żłobkowi na znalezienie wyjścia, ułatwiłabym, choćby
chwilowo, jego przetrwanie, licząc, że znajdzie się jakieś całościowe satysfakcjonujące
obie strony rozwiązanie. Bo to przecież ważne nie tylko dla personelu, ale i
dla rodziców, by żłobki i przedszkola przeszły przez czas epidemii w jako
takiej kondycji, by w lepszych czasach mogły znowu normalnie pracować.
MEN decyduje przedszkola
publiczne bez opłat, prywatne – decyduje umowa. I nie ma tu znaczenia, że
umowa nie przewiduje nadzwyczajnych okoliczności. Okrutna interpretacja biorąc
pod uwagę, że placówki prywatne ratowały nam skórę w związku z brakiem miejsc w
placówkach publicznych.
Ministerstwo Rodziny, Pracy
i Polityki Społecznej udziela porad w podobnym duchu. Zaleca wzmożoną
współpracę żłobka/klubu dziecięcego z radą rodziców. Urząd Ochrony Konkurencji
i Konsumentów stwierdza, że są nowe okoliczności i strony powinny się porozumieć i podzielić
kosztami.
A co wtedy, gdy się nie
porozumieją i nie zechcą dzielić kosztami?
Obraz Erich Westendarp z Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz