Czwartkowe spotkanie na Przystanku Choszczówka za nami. Tłum
dostojnych wielbicieli jazzu wypełnił szczelnie Dziki Zakątek. Popłynęły szlachetne
trunki, z herbacianymi naparami na czele rankingu popularności. W końcu grypa,
jak wieść medyczna niesie, atakuje.
Zebranych dość szybko, jak na przystankowe rytuały, wpuszczono na salę. Cel tego zabiegu był szlachetny, choć instrumentalny. O nagrzanie sali koncertowej chodziło, bo wyjątkowo zimna, jak na luty przystało, była ci ona*. Cel zrealizowano mniej więcej w połowie pierwszej części koncertu. W moim odczuciu, dość odosobnionym, bo większość zebranych była nieufna i do samiutkiego końca w wierzchnich okryciach pozostała.
Rozpoczęcie sezonu oceniam jako udane. W przeciwieństwie do odczuć z temperaturą związanych, to odczucie, sądząc po komentarzach, oklaskach i skupieniu publiczności, było powszechne. Na Scenie Przystanku zagościli: Agnieszka Wilczyńska oraz Trio Andrzeja Jagodzińskiego. Trio powstało w 1993 roku i w skład jego, oprócz Andrzeja Jagodzińskiego, wchodzą Adam Cegielski, kontrabasista i Czesław Bartkowski, perkusista jazzowy. Obaj intensywnie koncertujący i współpracujący z najwybitniejszymi muzykami.
Jak widać, wystąpili artyści uznani i jak się okazało niezawodni.
Bezpośredniość, swoboda, profesjonalizm. Dużo się działo. Były klasyczne
standardy, wyjątkowo porywające, były piosenki wyśpiewane przez Agnieszkę
Wilczyńską, z jej płyty „Tutaj mieszkam”,
z tekstami napisanymi przez Wojciecha Młynarskiego właśnie dla niej, a nie innej
artystki. Były dwa utwory, nazwijmy je debiutanckimi, bo przygotowywane do nowej
płyty planowanej w duecie „Wilczyńska – Jagodziński”.
Czas mijał szybko. Artystom chciało się grać, co permanentnie mnie zadziwia (chyba rzeczywiście lubią to robić), nam chciało się słuchać, co akurat mnie nie dziwi. Przed przerwą było bardzo dobrze, po przerwie jeszcze lepiej, co przeczy tezie, że lepsze jest wrogiem dobrego.
Były bisy, były, jak tradycja każe, portrety artystów autorstwa głównego zawiadowcy Przystanku, Błażeja Małczyńskiego, i osobiście im przez niego wręczone (co zaowocowało bonusem dla widowni w postaci wyjątkowo scalającego słuchaczy bisu).
Wczorajszy start Przystanku dobrze wróży przystankowemu rokowi 2018. A zatem, do zobaczenia na kolejnym koncercie. Już w kwietniu, miejmy nadzieję.
*My, widzowie, w roli ogrzewaczy, wspomagani bardziej tradycyjnymi źródłami ciepła, moim zdaniem, okazaliśmy się niezawodni.
Rzeczywiście udany koncert.
OdpowiedzUsuńZapomniałam napisać, że portrety artystów autorstwa Błażeja Małczyńskiego bardzo udane.
Usuń