W telewizji skoki narciarskie.
Wszyscy nasi w pierwszej trzydziestce. Sukces. Najpierw unoszę lekko brodę do
góry, patrzę na prawą część ekranu, potem powoli przesuwam głowę w lewo i w
dół. Jest. Kolejny skok zaliczony. I tak przez bite dwie godziny. Niedziela.
Pamiętam, jak przed laty patrzyłam z wyższością na rodziców marnujących w ten
sposób wolny czas. - Boże, czy wy naprawdę możecie to oglądać. Przecież to nudne
jak flaki z olejem. A oni nie odrywając oczu od czarno-białego ekranu,
odpędzali się ode mnie jak od muchy. Co prawda w tamtych czasach nie było o co
kruszyć kopii, jako że: „kanałów było
dużo, ale telewizja jedna”.
Dzisiaj inaczej. Błogostan został
brutalnie przerwany próbą przejęcia pilota przez nie zainteresowanych skokami
młodszych członków rodziny. - Czy wy musicie to oglądać? Na discovery leci
fantastyczny dokument. Czy naprawdę musicie się cały dzień na to gapić?
Musimy. Najpierw unoszę lekko brodę do góry, patrzę
na prawą część ekranu, potem powoli przesuwam głowę w lewo i w dół. I jestem
szczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz