Można jaja filcować na mokro lub na sucho. Można też trochę tak i trochę tak. Tę właśnie technikę przyswajałyśmy na ostatnim warsztacie w Galerii B.S. Bazą były jaja styropianowe. Białe, a jakże, co niestety okazało się ich niedoskonałością, jako że ta biel miała tendencję do wychodzenia na wierzch w przypadku błędów w filcowaniu.
Miałyśmy kilka kolorów wełny do wyboru, ciepłe mydliny i ręce
do ugniatania i wygładzania. Pasemka wełny trzeba było nanosić na jaja starannie,
partiami i delikatnie nasączać mydlanym płynem, a potem z czułością masować, bo
w przeciwnym razie tworzyły się nierówności, wałeczki i nieapetyczne kłaczki. A kiedy już wełna się sfilcowała, a jaja wyglądały na dobrze „zafilcowane”,
trzeba było wyżąć nadmiar mydlin i całość wysuszyć.
Ostatni etap to filcowanie na sucho, czyli nakładanie różnych
wzorów z wełny na uzyskaną uprzednio warstwę filcu. Robiłyśmy to przy pomocy
specjalnych igieł. Niejako wkłuwałyśmy wełniane kłaczki w filc pierwotny, nadając im
wybrane kształty. Wymagało to precyzji, cierpliwości, bo w przeciwnym razie wzory
były byle jakie, a igły się łamały. Osobiście złamałam 2 igły (słownie: dwie) i
mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Zrobiłam dwie filcowane pisanki. Wzory
uzyskałam rozpoznawalne: kropki, bazie (bardzo ładne) i kwiatki (w zamyśle miały
to być maki i fiołki, i prawie na maki i fiołki wyglądają).
Pozostałe uczestniczki warsztatu ujawniły większą niż ja kreatywność. Wykonały różne cudeńka (można się o tym przekonać oglądając załączone fotki), a złamały w
sumie tyle samo igieł co ja. No, może dwa razy więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz