Dyskusja, za stołem biesiadnym, a jakże, nieco się
zaostrzyła przy temacie obowiązku szkolnego. Siedmiolatki, sześciolatki,
później czy wcześniej? Kto miał rację? PO? PiS? Wujek? Ciocia? A może ja? Niby
wprowadzili ten 7 rok życia, a i tak większość znajomych dzieci idzie do
szkoły w wieku 6 lat. Dyskusja była gorąca, a teraz wszyscy zamilkli. O co
zatem było kruszyć kopie?
Jedyny nieletni za stołem słuchał tego jednym
uchem, ale widać słuchał skutecznie, bo nagle rzekł: Ja to bym był za tym, żeby w ogóle znieśli
obowiązek szkolny. I nie interesując się zbytnio naszą na jego
exposé reakcją, oddalił się z godnością. W kierunku komputera.
Byłem z tych, co się bardzo kłócili o prawa sześciolatków do nauki w szkole, choć dziś nie mam dzieci w tym wieku. Że przycichło? Fakt, tylko o co tu kruszyć kopie, skoro przyklejany do twarzy pani minister uśmiech samozadowolenia jest tak trwały, jak mumie egipskie?
OdpowiedzUsuńTrafne to, co piszesz. I niezłe porównanie.
OdpowiedzUsuńJa za sześciolatkami obligatoryjnie wysyłanymi do szkoły nie byłam. Uważałam, że mamy świetne zerówki, ale zakładałam, że to kwestia indywidualna. Dzisiejszego milczenia od strony opozycji, walczącej przecież bardzo mocno ze zmianami, nie rozumiem. Jak się jest do czegoś przekonanym, nie warto rezygnować z dyskusji, nawet po przegranej.