Idą Święta. Długo zastanawiałam
się, w jaki sposób ten ważny okres potraktować na moim, niezwykle przecież
lokalnym, blogu i w końcu wymyśliłam. Nie da się lokalnie, będzie szeroko, a
mianowicie będzie o zwyczajach wielkanocnych na terenach przedwojennej Polski.
Metoda opisu będzie prosta. Sięgnę do Płomyka
z 1938 roku. I do naprawdę dobrych autorów, czyli do tekstów W. Grodzieńskiej,
W. Dybusowej, M. Kasprzyckiej i A. Karwowskiej. A zatem, będzie o tym, jak to
ongiś świętowano.
I tak, w Wielką Sobotę na Helu przynoszono święcony ogień z
kościoła do domu; zatykano wierzbowe
gałązki w budynkach gospodarczych, by złe duchy nie straszyły i nie odbierały
krowom mleka; pamiętano u umyciu się bieżącą, czyli rzeczną, wodą w Wielką Niedzielę, koniecznie przed
wschodem słońca, aby uniknąć wrzodów i krost przez cały rok.
Świętowanie na Mazowszu to takie rytuały jak:
chodzenie po chatach z Gaikiem i z Kogutkiem; wylewanie barszczu na znak,
że post się kończy; struganie drewnianych grzechotek po to, by w Wielki Czwartek z samego rana „po całej wiosce niemiłosierny hałas czynić”. Jest i
ciekawostka. Okazuje się, że ongiś dyngusikiem na Mazowszu zwano nie
śmigus tylko podarunek wręczany chodzącym po wykupie.
„Wielki Tydzień w
Sandomierskiem” byl związany ze stukotem kołatek i terkotem trajkotek
w Wielki Czwartek; z odwiedzaniem
kościołów w Wielki Piątek; z paleniem
tarniny i święceniem wody w Wielką
Sobotę; z pieczeniem i ze święconkami. Kulminacja tego wszystkiego, czyli rezurekcja. „A kiedy dzwony radośnie uderzą zwiastując Zmartwychwstanie i
procesja trzykrotnie okrążać kościół zacznie, zwycięskie alleluja bije w niebo,
a zapach świeżo rozkwitłych wierzb miesza się z dymem kadzidłowym”.
„Obyczaje wielkanocne na Podhalu i Huculszczyźnie” były niezwykle bogate. Zwłaszcza na Podhalu, jako że: „Góral z Podhala, chłop tęgi, jak to mówią „i do tańca i do
różańca” obchodzi bardzo uroczyście święto Wielkanocy”. Na tych terenach bardzo
starym zwyczajem było obmywanie całego ciała w Wielki Piątek, koniecznie w nocy, pomiędzy godziną pierwszą a
drugą, a także: kadzenie drzew w Wielką
Sobotę dla ochrony przed robactwem i dla zapewnienia urodzaju;
wysyłanie po powrocie z kościoła najmłodszych dzieci nad rzekę, po to, by
zobaczyły „jak
garnek żuru wpada do wody”, a dorośli mogli w tym czasie spokojnie spożyć posiłek. Po powrocie
z kościoła „Gaździna niesie do obory część święconego i
sypie je do żłobów błogosławiąc swój dobytek”. Na Huculszczyźnie też było
uroczyście, a świętowanie rozpoczynało się już w połowie postu, czyli „na długo przed samą
Wielkanocą”.
Huculi słynęli pięknych kraszanek i wierzyli w ich moc
odwracania czarów i uroków. W Wielką
Środę (Żywną Seredę) wypiekano
małe bochenki żytniego niekiszonego chleba, tzw. paski. W trakcie pieczenia
obowiązywało wiele obrzędów odganiających zło. W Wielki Piątek nie wolno było rozniecać ognia, za to w Wielką Sobotę dymiło się na potęgę,
gotując i piekąc. I w końcu następowała długo oczekiwana Wielka Niedziela.
Wszyscy spieszyli do cerkwi. „Święcenie potraw
odbywa się na cmentarzu, gdzie rozkłada się jadło na grobach zapraszając duchy
zmarłych do wspólnej uczty. Potem następuje składanie życzeń i obdarowywanie
biedniejszych święconym”.
Paski piekło się też na Rusi. „Mają one kształt okrągłych bochenków, a ubierane są
krzyżykami, ptaszkami i różami wyrobionymi z kruchego ciasta. Pasek musi na
święta być tyle, ile jest osób w rodzinie”. Wyjątkowo starannie
na Wielkanoc bieliło się lepione z gliny chaty, a w Wielką Sobotę późnym wieczorem myło się dzieci. O północy wszyscy szli
do cerkwi. „Gospodynie obładowane zapasami, stają u
wejścia i czekają na poświęcenie przyniesionego jadła. Wreszcie chór zaczyna
śpiewać: Christos woskries! Alleluja. Kapłan w pontyfikalnym stroju przystępuje
do święcenia. Za kapłanem idą mali chłopcy zbierając od wiernych ofiary w
naturze: jaja i chleby”. Po poświęceniu odprawiano uroczyste nabożeństwo, a po
jego zakończeniu kapłan całował krzyż i wypowiadał sakramentalne
słowa: Christos
woskries. Parafianie odpowiadali mu: Wo istinu woskries. I całowali się między
sobą. „Kiedy w okresie trzech wielkanocnych dni,
czyjś najzawziętszy wróg podejdzie ze słowami: Christos woskries, nie wolno mu
nie przebaczyć doznanych uraz, ale należy odpowiedzieć wedle zwyczaju i
trzykrotnie go ucałować”. W Wielką Niedzielę
całą wieś bawiła się na placu przedcerkiewnym w świąteczne tradycyjne gry, a w
drugi dzień świąt wszyscy wędrowali na cmentarz: „Po głośnym odmówieniu „Ojcze Nasz” wszyscy zabierają
się do jedzenia wierząc, że w tej chwili zmarli siedzą obok nich i uczestniczą
w biesiadzie”. Przed odejściem zostawiało
się nieco jadła na mogiłach. Jadło to oczywiście znikało „wyzbierane przez dziadków”. „W Poniedziałek przyjęty jest zwyczaj obdarowywania się
pisankami, przebierania się i oblewania wodą. Skorupki z pisanek wrzuca się do
potoku. Ma to znaczenie symboliczne: aby popłynęły do Morza Czarnego, by ci,
którzy są w tureckiej niewoli, wiedzieli, że nadeszło Święto Zmartwychwstania”.
Tak to ongiś świętowano.
Pięknie.
OdpowiedzUsuń