Gdzie te czasy, gdy dziadkowie byli
autorytetami dla swych wnuków? Straszny dziadunio dysponował majątkiem, więc
jeśli nawet nie wzbudzał szacunku jako jednostka, to niewątpliwie wzbudzał go
jako dysponent testamentu. Z uwagi na potencjalny spadek, lepiej było potakiwać
dziadziusiowi i wsłuchiwać się z uwagą w jego słowa. Jeśli chodzi o babcie, to
jest takie włoskie przysłowie: Jeśli nic nie idzie dobrze, zadzwoń do babci.
Margaret Mead, badaczka kultur, twierdziła, że aby być w pełni człowiekiem,
trzeba najpierw mieć dostęp do dziadków, a potem do wnuków. To brzmi dobrze i
wiem, z własnego doświadczenia, ile swoim babciom zawdzięczam.
Dlatego tak bardzo przekonywująca
jest dla mnie koncepcja mówiąca, że motorem rozwoju naszej cywilizacji i w
ogóle gatunku ludzkiego, byli dziadkowie, w tym babcie, będące nośnikami wiedzy
i kultury. Pojawienie się możliwości styku trzech pokoleń, możliwości kontaktu
najmłodszych z najstarszymi, pchnęło nasz rozwój do przodu. Dziadkowie byli
autorytetami, bo mieli ogromne doświadczenie, mądrość życiową. Ich dzieci,
rodzice najmłodszych w ciągu pokoleń, autorytet dziadków uznawali, darzyli
starców szacunkiem. Nie było jeszcze
wszechobecnego dzisiaj kultu młodości, urody i zdrowia (kolejność wyliczanki
nie jest przypadkowa). Dzieci co prawda za bardzo głosu nie miały, ale mogły
wsłuchiwać się w to, co głosili ich dziadkowie, przyglądać się temu, co starsi
robią. Uczyć się od starszych. I, co w tym kontekście zrozumiałe, musiały się
tych starszych słuchać. Posłuszeństwo było wskazane. Margaret Mead nazywa taką
opcję kulturą postfiguratywną.
Ja jej już w pełni nie doświadczyłam.
Jestem dzieckiem przełomu. Wychowywałam się na styku kultury postfiguratywnej i
kofiguratywnej. W tej drugiej dziadkowie strzegli tradycji, religii, wyznaczali
dzieciom dopuszczalne granice, ale nie byli już najważniejsi. Pomału odchodzili
na plan dalszy. Ich władza nad nami dziećmi była ograniczona. To rodzice mieli
autorytet, czasem wsparty kijem i marchewką, to rodzice wytyczali obowiązujące
reguły, normy. Nie zawsze była w tym konsekwencja, czasami to, co zewnętrzne,
kłóciło się z tym, co wewnętrzne. Również w odniesieniu do tradycji. Gdzieś
gubiła się jej istota.
Pojawiać się zaczęła niejasność norm
i wartości. Konkurentem w przekazie stawały się w coraz większym stopniu media.
Telewizja zastępowała dziadków i rodziców. Wagi nabierali rówieśnicy, kultura
równolatków. Liczyły się normy starszych i młodszych pokoleń.
I oto pojawiła się kolejna opcja – kultura prefiguratywna. Pokolenia
starszych uczą się od młodszych, rodzice od dzieci. Młodszym udaje się lepiej
przystosować do wciąż zmieniającej się rzeczywistości, starsi nie nadążają za
tempem przemian. To dzieci wiedzą, jak obsługiwać różne urządzenia, jak się
modnie ubierać, jak ściągać filmy z Internetu, jak wykorzystać możliwości,
jakie daje nowoczesny telefon komórkowy, jak się żywić, co ćwiczyć itd. Nastał czas zagadkowych dzieci, świat
zrozumiały dla dzieci, a skomplikowany dla ich rodziców.
Chyba nie jestem w pełni człowiekiem, gdyż nie dane mi było cieszyć obecnością babć i dziadków. Gdy się urodziłam, oni już nie żyli.
OdpowiedzUsuńZa to jestem babcią, całą gębą, gdyż mam wnuczki i wnuków, a gdy mnie odwiedzają to uśmiech od ucha do ucha na naszych twarzach. Pewnie gdyby nie było uszu, to uśmiech byłby dookoła głowy :) oczywiście z radości .
Ja w roli babci debiutuję. Wnusia urodziła się na początku marca.
OdpowiedzUsuńStaram się nie zostawać za wnukami w tyle z mediami, chociaż mam świadomość, że przyjdzie taki czas, gdy powiedzą: tego nie wiesz, babciu, a to takie proste... No, właśnie, dla młodych wszystko jasne. A wnusi ofiaruj miłość, a będzie promyczkiem słońca na późniejsze lata.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Postaram się do tej rady zastosować. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa bym tak nie gloryfikował przewagi wnuczków nad dziadkami w kwestii obycia z mediami elektronicznymi. Bo prawdopodobnie dzieci szybciej by się nauczyły książki telefonicznej na pamięć, ale dziadkowie znają alfabet i to wystarcza, aby znaleźć wszystko.
OdpowiedzUsuńPodobnie jest z siecią, zauważyłem, że dzieci nie szukają wiedzy w sieci, tylko sieć szuka ich, a to zasadnicza różnica.
Rzeczywiście strategie są najważniejsze. I te pamięciowe, i te życiowe. A one nie są nam dane na starcie, zdobywamy je wraz wiekiem.
OdpowiedzUsuń