niedziela, 22 lipca 2018

Sama już nie wiem: wycinać przydrożne drzewa czy nie wycinać?



Zaczęło się od wycieczki w okolice Sztynortu. Jechaliśmy w dwa samochody. Kilometrów od nas niedużo, a całe dwie i pół godziny jazdy.
Nie wiedziałem, że to tak daleko – stwierdził jeden z uczestników wyprawy, w trakcie postoju, gdzieś na poziomie Giżycka. Bodaj w Wilkasach. A to był przecież zaledwie fragment podróży.

Jak skończą drogę, to będzie szybciej – pocieszył mój małżonek.
Tyle, że wtedy nie będzie już tych malowniczych drzew w skrajni – dorzuciłam do dyskusji swoje trzy grosze. I mniej krzyży przy drodze, pomyślałam.
Nie wiem, czy wiecie, że te drzewa to są z nakazu Fryderyka II Wielkiego. – błysnął erudycją mój brat. – Obsadzano nie tylko drogi, ale i szlaki wodne. Fryderyk sadził morwy, by mieć własny jedwab.
Czyli znowu pruski pragmatyzm górą. Choć mijane drzewa chyba czasów Fryderyka nie pamiętają. Za młode.
Ładne te drzewa. Ocieniają drogę, cieszą oczy. Tworzą malownicze korytarze. Kiedyś nie przeszkadzały, dziś przez wielu nazywane są zabójcami. W drodze powrotnej jechaliśmy piękną aleją. Nie chcę, by zniknęła. Przecież od czasu do czasu można jechać wolniej.  

 *Już po wycieczce trafiłam w Internecie na portal Sadyba-Mazury, czyli na strony Stowarzyszenia na rzecz ochrony krajobrazu kulturowego Mazur. Dużo o możliwości ratowania mazurskich alei. Wspaniałe fotografie. Polecam

2 komentarze:

  1. Kurcze, zabójcy jeżdżą w samochodach, obok jedzie rodzina, zadowolona, bezmózga i żaden nie powie kierowcy żeby król szos zwolnił. Szlag mnie trafia, gdy słyszę usprawiedliwienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest. Choć w moim przypadku krół szos jest proszony, by zwolnił. Obraża się i nie zwalnia. a wtedy już tylko pozostaje opcja: - Wysiadam. Jedź sam, mój królu.

    OdpowiedzUsuń