środa, 18 lipca 2018

Lipiec na Mazurach



Na Mazurach mokro. Tyle, że tym razem mokro jest wszędzie, nie tylko w jeziorze. Co niektórzy próbują nie przyjąć tego do wiadomości.  Pani z sąsiedniej działki po raz  kolejny wyrusza bohatersko na spacer.  Ładuje dzieciaka do wózka, spokojnie, bez pośpiechu,  zamyka furtkę i wolnym krokiem zmierza w stronę pomostu, by po upływie zaledwie kilku minut, prawie biegiem, pokonywać tę samą drogę, tyle że w kierunku  odwrotnym.  Znowu pada.
Większość, a większość zawsze, albo prawie zawsze, ma rację, wybiera bardziej bierne rozwiązanie. Rozmieszcza się wygodnie pod jakimkolwiek zadaszeniem i biesiaduje.  Bardziej majętni zasiadają na tarasach, ci na dorobku - w rozmaitych wersjach wezyrów. Jedni i drudzy toczą tubalne rozmowy, przerywane nawoływaniem lub uspokajaniem dzieciaków. Swoją drogą,  już zapomniałam, z racji wieku oczywiście, ile czasu może zająć przeciętnej mamie  ustalenie, z czym jej dzieciak będzie łaskaw (łaskawa) zjeść kanapkę.  
Ma padać jeszcze mocniej.  Między 14 a 15. A wieczorem będzie, o dziwo, słońce.  Tak przynajmniej donosi kobiecy głos dobiegający na naszą werandę  z tylnych rewirów działki. 
Dzieciaki się nudzą. Jakaś grupka, nudząca się przed naszą bramą, wpadła na niezły pomysł. Rzucają  kamieniami do celu. Nie byłoby w tym nic złego, bo droga pusta, tyle że używają kamieni, którymi sąsiad z prawej pracowicie umacniał drogę kilka dni temu. W zasadzie powinnam dzieciom zwrócić uwagę, poprosić, by poszukały innych pocisków. Trzeba by się tylko dźwignąć z fotela. Na szczęście już nie muszę, bo zabawa im znudziła.
Nie ma dzieciaków, więc obserwuję mieszkające na naszej działce ptaszki.  Jakiś czas temu zostały, w oparciu o Atlas ptaków polskich,  zidentyfikowane jako pliszki, i niech tak zostanie.  Obserwuję pliszki i stwierdzam, że pliszki lubią deszcz, a przynajmniej deszcz im nie przeszkadza. Kręcą się, drobią,  przeszukują  pracowicie trawę. Niczego, ani nikogo się nie boją. Ludzie się pochowali, więc mają święty spokój. Bardzo są zadowolone. Ciekawe, czy zjedzą kartofla, który mi został z obiadu. Nie zjedzą.  Trzeba kartofla wyrzucić. 
Na mojej werandzie coraz wilgotniej. W zasadzie robi się bardzo, bardzo mokro, więc równie dobrze mogę iść  trochę popływać.  
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz