Na Mazurach mokro.
Tyle, że tym razem mokro jest wszędzie, nie tylko w jeziorze. Co niektórzy
próbują nie przyjąć tego do wiadomości. Pani z sąsiedniej działki po raz
kolejny wyrusza bohatersko na spacer. Ładuje dzieciaka do wózka,
spokojnie, bez pośpiechu, zamyka furtkę i wolnym krokiem zmierza w stronę
pomostu, by po upływie zaledwie kilku minut, prawie biegiem, pokonywać tę samą
drogę, tyle że w kierunku odwrotnym. Znowu pada.
Większość, a większość
zawsze, albo prawie zawsze, ma rację, wybiera bardziej bierne rozwiązanie.
Rozmieszcza się wygodnie pod jakimkolwiek zadaszeniem i biesiaduje.
Bardziej majętni zasiadają na tarasach, ci na dorobku - w rozmaitych wersjach
wezyrów. Jedni i drudzy toczą tubalne rozmowy, przerywane nawoływaniem lub
uspokajaniem dzieciaków. Swoją drogą, już zapomniałam, z racji wieku
oczywiście, ile czasu może zająć przeciętnej mamie ustalenie, z czym jej
dzieciak będzie łaskaw (łaskawa) zjeść kanapkę.
Ma padać jeszcze
mocniej. Między 14 a 15. A wieczorem będzie, o dziwo, słońce. Tak
przynajmniej donosi kobiecy głos dobiegający na naszą werandę z tylnych rewirów
działki.
Dzieciaki się nudzą. Jakaś
grupka, nudząca się przed naszą bramą, wpadła na niezły pomysł. Rzucają
kamieniami do celu. Nie byłoby w tym nic złego, bo droga pusta, tyle że używają
kamieni, którymi sąsiad z prawej pracowicie umacniał drogę kilka dni temu. W
zasadzie powinnam dzieciom zwrócić uwagę, poprosić, by poszukały innych
pocisków. Trzeba by się tylko dźwignąć z fotela. Na szczęście już nie muszę, bo
zabawa im znudziła.
Nie ma dzieciaków, więc
obserwuję mieszkające na naszej działce ptaszki. Jakiś czas temu
zostały, w oparciu o Atlas
ptaków polskich, zidentyfikowane jako pliszki, i niech tak
zostanie. Obserwuję pliszki i stwierdzam, że pliszki lubią deszcz, a
przynajmniej deszcz im nie przeszkadza. Kręcą się, drobią,
przeszukują pracowicie trawę. Niczego, ani nikogo się nie boją. Ludzie
się pochowali, więc mają święty spokój. Bardzo są zadowolone. Ciekawe, czy
zjedzą kartofla, który mi został z obiadu. Nie zjedzą. Trzeba kartofla
wyrzucić.
Na mojej werandzie coraz
wilgotniej. W zasadzie robi się bardzo, bardzo mokro, więc równie dobrze mogę
iść trochę popływać.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz