czwartek, 18 kwietnia 2019

ZAKAZAĆ CZY NIE ZAKAZAĆ? OTO JEST PYTANIE


Będzie o telefonach komórkowych i o tym, że ich właściciele w środkach transportu miejskiego nagminnie z nich korzystają. Przerywają tym samym "błogosławioną" ciszę dzwonkami różnej głośności i różnego stylu, i na dodatek gadają, a ich współpasażerowie są narażeni na słuchanie. Na słuchanie straszności. Zakazać - wołają przeciwnicy komórek, a zarazem miłośnicy ciszy. 
Rzeczywiście tragedia pełną gębą. Po pierwsze, konia z rzędem temu, kto nigdy w autobusie, tramwaju, pociągu itp. nie rozmawiał przez telefon. Po drugie, jak już walczyć o ciszę, to zakazać by trzeba rozmów w ogóle. Rozmowa przez telefon to przecież również rozmowa. A z uwagi na spokój współpasażerów nawet lepsza od zwykłej rozmowy.  Kiedy gada ta druga strona, jest cicho. Przy zwykłej rozmowie, twarzą w twarz, sytuacja jest zgoła odmienna. Kto tego nie wie, nie był z pewnością nigdy współpasażerem. Grupka gaworzących uczniów szkoły podstawowej jadąca na wycieczkę, dysputy nastolatków, trzech przyjaciół z puszkami piwa w kieszeni, dwie psiapsiółki udające się na zakupy, panowie w eleganckich garniturach obmawiający wspólnego szefa. To są dopiero słuchowiska.
Wniosek prosty - trzeba w ogóle zakazać rozmów w środkach komunikacji masowej. Ba, idźmy dalej. Zakazem warto objąć parki, kawiarnie, ulice. Ewentualnie nauczyć społeczeństwo języka miganego, choć to dość skomplikowane rozwiązanie. Jest na szczęście rozwiązanie tańsze i prostsze - niech obywatele szepczą.
Tyle, że wówczas, ostrzegam, poziom depresji w społeczeństwie znacząco wzrośnie. Czy ktoś policzył, ile codziennej radości sprawia nam podsłuchiwanie bliźnich? Jak bardzo poszerza to naszą wiedzę o świecie? Ile dostarcza tematów do przemyśleń? Koszty społeczne zakazu rozmów przez telefony komórkowe w środkach komunikacji masowej mogą okazać się ogromne. I nie mówcie, że nie uprzedzałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz