Choszczówka
rzadko sprawia wrażenie przeludnionej, no może poza dwoma wyjątkami, czyli dnia naszej
Olimpiady Sportowej i wieczorów, kiedy to przed Dzikim Zakątkiem gromadzi się
publiczność oczekująca na koncert na Scenie Przystanku Choszczówka. Są
oczywiście jeszcze weekendy, kiedy to nasz las staje się miejscem spacerów nie
tylko dla tubylców, ale i dla licznych gości. Jest nas wtedy rzeczywiście ciut więcej,
tyle że w lesie.
Może
dlatego teraz w dobie zagrożenia epidemicznego nie czuje się opustoszenia. To,
co zadziwia na ulicach centrów wielkich miast, w tym Warszawy, ta niesamowita
pustka, jako żywo przypominająca obrazy z „Ostatniego brzegu” Kramera, u nas
nie ma aż tak porażającego wymiaru.
Do
południa jest nas nawet jakby więcej. Zwłaszcza w lesie. Rodzice z dziećmi,
właściciele psów – to dwie grupy, których reprezentantów spotyka się
najczęściej. Po prostu imperatyw
kategoryczny – coś trzeba z dziećmi i pieskami zrobić. Spacerowicze robią, co mogą by utrzymać między sobą właściwy dystans. Wybierają boczne ścieżki, przechodzą
na drugą stronę drogi itd. Pozdrawiają na odległość, ale jednak pozdrawiają.
Z kolei wieczorem robi się nieco rojniej na naszych
uliczkach. Ktoś wraca z pracy, ktoś właśnie wysiadł z pociągu i spieszy do
domu. Są też spacerowicze. Poruszają się wolno, najczęściej parami. Nieliczni.
Raczej starsi. Grupa ryzyka. Też trzymają dystans. Czasem przemknie jakiś rowerzysta. Przejedzie puste 176.
Cierpliwie czekamy
na lepsze czasy.
Z ostatniej chwili: Plac Zabaw przy Brzezińskiej zamknięty. I dobrze, bo zabawa na nim w tej sytuacji to bardzo zły pomysł.
Obraz Kevin Phillips z Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz