Kto
chciał i mógł, ten spędził ostatni czwartkowy wieczór w Dzikim Zakątku. I z pewnością nie żałował. Bo i tym razem na
Przystanku Choszczówka wysiadł muzyk nie byle jaki, bo to i gitarzysta, a
właściwie multiinstrumentalista, i kompozytor, i poeta, i piosenkarz, czyli Postman
z Ukrainy. Bardzo młody, bardzo ekspresyjny, na przemian nieśmiały i zuchwały,
powściągliwy i szalony. Śpiewał po angielsku, po ukraińsku i najmniej po
polsku. Z powodu tego „najmniej” Artysta musiał to, czego było więcej, na
polski tłumaczyć, jako że nie wszyscy byli „na bieżąco z angielskim i
ukraińskim”. Choć tłumaczył przeuroczo, ja osobiście jeszcze mniej rozumiałam,
ale wysiłek tłumacza doceniłam.
Podobało
się. Była muzyka, były wzruszające słowa, była rozmowa z publicznością, a w
niej Ukraina. I ta sprzed wojny, i ta wojną ogarnięta. I nadzieja, że ten
okrutny dla ojczyzny Postmana czas w końcu przeminie.
Warto
wspomnieć, że Artysta część swoich honorariów koncertowych przekazuje regularnie
na pomoc Ukrainie. Organizatorzy Przystanku poszli w jego ślady, jako że wpływy
z koncertu, a także zebrane na koncercie
datki, zostały przekazane do PAH na wsparcie dla Ukrainy.
A poza
tym było jak zawsze na Przystanku. Czyli było nastrojowo, nie tylko z powodu
świec, było wspólnotowo, bo publiczność lubi to miejsce i lubi siebie nawzajem,
był portret Postmana wykonany przez Błażeja Małczyńskiego, było zbiorowe
zdjęcie Artysty z publicznością. I, jak
to zwykle w Dzikim Zakątku, było co zjeść i wypić.
I jeszcze
donoszę, że pseudonim Artysty nie jest przypadkowy, jako że jego prawdziwe
nazwisko to Kostiantyn Pocztar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz