sobota, 11 listopada 2023

Lubią nas, czy nie lubią – oto jest pytanie? Nas, czyli warszawiaków.

 

Z obserwacji i różnorodnych sondaży wynika, że za bardzo nie lubią.

Taki też jest wniosek z badań nad regionalnymi stereotypami i uprzedzeniami, które przeprowadziłyśmy kilkanaście lat temu wraz  z Krystyną Doroszewicz. W oczach ankietowanej młodzieży warszawiacy jawili się jako osoby aroganckie, pewne siebie, zarozumiałe, a ponadto: nadmiernie pewne siebie, aktywne, egoistyczne, mędrkujące, nietolerancyjne, hałaśliwe, agresywne, krytykanckie. I na dodatek snoby z warszawian i samochwały. Starczy?

Jak łatwo zauważyć,  wyłaniający się z tych określeń wizerunek odpowiada postaci cwaniaka, spryciarza, sławionego w popularnej w swoim czasie piosence„ nie masz cwaniaka nad warszawiaka”. Niektórzy z respondentów wskazywali co prawda i na pozytywne cechy mieszkańców stolicy, takie jak: przedsiębiorczość i ambicja, ale byli w mniejszości. Na pytanie, czego się można nauczyć od warszawiaków, najczęściej odpowiadano: niczego.

Czy negatywny obraz warszawian jest ceną za ich „stołeczność”?  Jak we fraszce Sztautyngera  o kolumnie króla Zygmunta,  który  przeniósł stolicę do Warszawy: „ Za to, że Kraków miałeś w d...., za karę stoisz na słupie.” No i ten aplauz powszechny dla piosenki Pod BudąNie przenoście nam stolicy do Krakowa”? I jeszcze ochoczo odśpiewywany refren z piosenki Rynkowskiego: „Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka. Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy”.

Uprzedzenia wobec warszawiaków nie są niczym nowym. Mają swoją historię. Wieki temu Franciszek Bohomolec  (1720-1784) pisał: „Warszawa jest Warszawą, nie światem”. „A w Warszawie gdzie jeno pójdziesz, wszędzie usłyszysz szkodliwe cudzemu honorowi mowy! Nie ma tego zebrania, nie ma tego domu, gdzie by cudzej sławy nie nicowano”. I jeszcze: „ I początek , i koniec Warszawy jest ladaco”. Chyba Bohomolec nie lubił Warszawy. Krytyczny był wobec niej również Franciszek Dionizy Kniazin (1750 – 1807): „Już mię znużyły ulice Warszawy/Te ruchy dymu i wrzawy/Te pychy z nędzą ustawiczna wojna”.  

Inni gorliwie im wtórowali. Mikołaj Biernacki (1836 – 1901): (…)  będąc zerem - w Warszawie można być geniuszem prawie, byle zręcznie blagą szumieć? Ma się rozumieć. Ma się rozumieć”. W sumie obiecujące. Warto aspirować do stolicy. Co prawda Wiktor Gomulicki (1848 – 1919) twierdził, że: „(...) w Warszawie nie ma – i nigdy nie było – miejsca dla poetów”. I żeby nie było wątpliwości dorzucał: „Umysły warszawian, z natury leniwe i skłonne do nawyknień, lubią każdą rzecz i każdą osobę ubierać w stałe, niezmienne formy. Rzecz i osoba mogą po tysiąc razy przekształcać się, do gruntu zmieniać – warszawianie będą w nich zawsze widzieli to tylko, co im się przy pierwszym zaznajomieniu widzieć podobało”. Innymi słowy: leniwe mamy umysły.

Nie łaskawszy dla Warszawy był Feliks Szober (1846 – 1879). Chociaż pisał przewrotnie: ”Dziś Warszawa ciągle wzrasta/Jest w niej ruch i szum/Przez ulice tego miasta/Wielki płynie tłum./Tutaj złotem, szykiem, sławą/Głupstwo można kryć/Hej, Warszawo, hej,  Warszawo!/W tobie słodko żyć”.  

Stanisław Dobrzański (1848 – 1880), w „Żołnierzu królowej Madagaskaru” ostrzegał: „Warszawa to gniazdo zepsucia” i dorzucał (trafnie – nietrafnie?): „Ha! Ha! Ha! W Radomiu! W Radomiu łatwo być cnotliwym, ale w Warszawie”.

Pocieszyć się można, co nieco, słowami Henryka Rzewuskiego (1791-1866), który rzecz potraktował na zasadzie „każdy kij ma dwa końce”: „Dobrze to nasz nieboszczyk ojciec powtarzał, że ta Warszawa jest Sodomą. Niech i tak będzie, ale to pewna, że w tej Sodomie wesoło”.

Andrzej Strug (1873 – 1937) do tematu podszedł systematycznie: „Warszawa, ten syreni gród , płochy/.../ stolica płytkich kurierków, najpiękniejszych karnawałów, raj narodowej demokracji oi ziemia obiecana Żydów – i tak dalej, i tak dalej – w istocie jest to miasto tajemnic, gród najbardziej fantastyczny w Europie. Trzeba tylko otrząsnąć się ze złudnych pozornych wrażeń. To, co widać po wierzchu: rejwach i skręt po ulicach, lekka myśl i błazeństwo gazet, hulaszczość i geszefciarstwo burżuazji, nędza i zdziczenie proletariatu”. Socjolog byłby zadowolony.  

I już na koniec, ku pocieszeniu serc, Kazimierz Laskowski (1861 – 1913). Przeczytajcie, bo ładnie o tej naszej Warszawie pisze: E! gadajda, co chcecie/ Komu obce ciekawe/ Nie ma miasta na świecie/ Nad tę naszą Warszawę!/ Może tam gdzie i lepiej/ Człowiek podje, napije/ Ale gdzie tak pierś skrzepi,/Gdzie tak serce zabije,/Gdzie tak dusza coś powie, /Gdzie tak snują się myśli/Takie echo gdzie złowi/ Jako u nas przy Wiśle?”.

Stereotypy dotyczące Warszawy i warszawiaków były, są i będą. Ich treść nie musi być jednak niezmienna. Może kiedyś „naród polubi mieszkańców swojej stolicy”? A może już lubi? Z drugiej strony, jak twierdzą niektórzy, dziś nie tylko prawdziwych Cyganów już nie ma, ale również nie ma prawdziwych warszawiaków.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz