Stolicy się tu nie czuje. Chyba, że z uporem maniaka będziesz się wpatrywał w tablice rejestracyjne parkujących samochodów. Te przejeżdżające się nie liczą. Mogły się przecież znaleźć na Choszczówce przejazdem. Wrażenie prowincji psuje co prawda górujący nad peronami stacji PKP napis Warszawa – Choszczówka. Ale na tym w zasadzie stołeczność się kończy. Cała reszta z wielkomiejskością nie ma nic wspólnego.
Niskie, ale, jak przystało na
miasteczko, zróżnicowane architektonicznie budownictwo. Są domy i domostwa,
domki i domeczki, wille i mini wille, jest dom XXI wieku i rudery rodem z
początków wieku XX, a być może nawet starsze. Są budynki wolnostojące, bliźniaki,
czworaki i szeregowce. Mało jest domów bez charakteru. Dużo indywidualistów. W
każdym razie: jest na czym oko zaczepić, jest się też czym zniesmaczyć. Jest i
„na bogato”, i bogato. Jest przeciętnie i bardzo przeciętnie. Jest też biednie,
a nawet bardzo biednie. Określenia proporcji, bez pogłębionych badań z
liczydłem w ręku, nie zaryzykuję. Może przy innej okazji?
Wąskie, nieco zaniedbane uliczki.
Za to o wspaniałych nazwach: Kłosowa, Brzezińska, Piwoniowa, Na Przełaj,
Kwietniowa, Jabłoni, Dwusieczna, Chlubna, Zawiślańska, Pstra, Zielonych Traw,
Zagrodecka, Henrykowska, Tapetowa, Przytulna, Wyganowska, Ślepa, Starego Dębu,
Brzozowy Zagajnik, Polnych Kwiatów, Łuczywo, Widna, Parowozowa. No i
oczywiście Mehoffera. Coś tam na pewno pominęłam. Ale nie chce mi się sięgać po
mapy. Mam też nadzieję, że nie włączyłam do Choszczówki ościennych obszarów.
Chyba jednak nie, zakładając, że jej granice wyznacza: Chlubna, Obrębowa,
Modlińska, Czajki, Łąkowa, Polnych Kwiatów i Insurekcji.
Jest, ciągle jeszcze jest, dużo
przejść na skróty, przez zarośnięte krzakami i chwastami, jeszcze nie
zabudowane działki. No i co najważniejsze, z każdego miejsca jest tuż, tuż do
lasu i z każdego miejsca można spojrzeć na wspaniałe, szeroko rozlewające się
nad Choszczówką niebo.
Jest wszystko, co potrzebne do
szczęścia. Przynajmniej do mojego szczęścia. Jest wspomniany już wcześniej
dworzec PKP; są przystanki autobusowe, na których zatrzymują się aż dwa
autobusy w dzień i jeden nocny (i na dodatek jeżdżą do prawdziwej Warszawy).
Są: apteka, sklepy spożywcze, przedszkola, szkoły, klasztory. I coś bardzo dla
mojego miasteczka ważnego: jest w lesie śliczna kaplica, w której w każdą
niedzielę i w święta są odprawiane nastrojowe, kameralne msze
święte.
Jest w Choszczówce poczta,
nieco staroświecka, ale za to wyjątkowo przyjazna. Kiedyś
była takaż, czyli nieco staroświecka, ale za to wyjątkowo przyjazna,
biblioteka. Dziś jest biblioteka w budowie. Za to obiecująco
nowoczesna. Fryzjera brak, a kiedyś był. Są lekarze. Są warsztaty samochodowe i
zakład stolarski. Mamy swoją lokalną gazetę, czyli „Naszą Choszczówkę” i
swoje, noszące taka samą nazwę, Stowarzyszenie. Jest, malowniczo położona przy
wejściu do lasu, restauracja, a przy tym Klub Piknikowy, czyli „Dziki
Zakątek”. Mamy też swoją pizzerię na Tapetowej. No i nieźle wyposażony, a
przy tym zwyczajnie ładny, plac zabaw dla dzieci.
Wszędzie jest blisko. I wszędzie są
ogródki i ogrody. Zimą - biało, wiosną – zielono, latem i jesienią –
wielobarwnie. W przerwach między tradycyjnymi porami oku – po prostu szaro.
I jeśli w nowoczesnej oczyszczalni
ścieków i spalarni Czajce nie ma awarii, bądź jeśli wieją przychylne
Choszczówce wiatry, to nasze miasteczko oddycha pełną piersią, a jego
mieszkańcy żyją sobie podwójnie: w dużym mieście i w małym miasteczku.
Lubię Warszawę. Lubię jej ścisłe
centrum, z Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem, Starym Miastem. Lubię moją
Marszałkowską, moją, bowiem mieszkałam przy niej przez 6 lat, codziennie
podziwiając z okien mego pokoju Ogród Saski. Wspaniała Puławska, Grójecka.
Lubię Śródmieście, lubię Mokotów, i ten Górny, i ten Dolny. Lubię Starą Pragę.
Lubię wille na Ochocie i Żoliborzu, Bielany ze swoim Laskiem i bliskością
Wisły. No i oczywiście lubię Bemowo, a zwłaszcza Osiedle Górczewska, sprawdzone
przeze mnie osobiście dobre miejsce do życia.
By nie wpaść w egzaltację, zakończę
tę wyliczankę następująco: mam te wszystkie stołeczności do dyspozycji. Ale mam
też wspaniały do tego dodatek. Warszawskie miasteczko, czyli naszą
Choszczówkę.
Powtarzam się nieco, więc muszę
wyjaśnić. Mija rok za rokiem, a ja nadal mogę o Choszczówce z
entuzjazmem. Zgodnie z duchem wskazówki: "Naucz się cenić to,
co masz, zanim czas sprawi, że docenisz to, co miałeś". Ktoś mądry
to powiedział. Niestety nie wiem, kto. Wujek Google mi podpowiada, że niejaka
Susan Lenzke. Macie ochotę sprawdzić, kto zacz, sprawdzajcie. Ja póki co powyglądam z okna na naszą Choszczówkę.
Obraz Jozef Mikulcik z Pixabay

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz