poniedziałek, 3 czerwca 2024

Choszczówka à la miasteczko. Bez entuzjazmu

 


Ostatnio było o Choszczówce euforycznie. Dzisiaj proponuję przypomnienie moich nieco odmiennych refleksji. Może kogoś zdenerwuję i stanie w obronie Choszczówki. A zatem, będzie posępnie i krytycznie. 

Stolicy się tu nie czuje. Jest co prawda  górujący nad peronami stacji PKP napis Warszawa – Choszczówka, ale na tym w zasadzie stołeczność się kończy. Cała reszta z wielkomiejskością niewiele ma wspólnego. Brak porządnych miejsc parkingowych przy dworcu PKP. Brak przystanku autobusowego przy tymże dworcu. MZK i PKP żyją w innych światach. Wrogich sobie światach. I nie chcą mieć ze sobą nic wspólnego.

Budownictwo w założeniu i w realizacji niskopienne. Od czasu do czasu krążą jednak pogłoski, że lada moment się to zmieni. Będą bloki. Drżą właściciele niskich domków wyobrażając sobie nowe, wyrośnięte ponad miarę,  sąsiedztwo.

 – Pani widzi te cienie kładące się na naszych ogródkach? – pyta sąsiadka sąsiadkę.

A żeby tylko cienie. W okna nam będą zaglądać. Śmieci do ogródków wrzucać – odpowiada sąsiadce sąsiadka.

Architektura tego, co już zbudowano zróżnicowana, od Sasa do Lasa.  Można znaleźć wszystkie style i całą masę domostw bez stylu. Konsekwentnie poprzeplatane.  Jak ktoś lubi miszmasz, ma co podziwiać.  Są też budynki – ruiny. Materiał dla poszukiwaczy skarbów i okazji. Wszystko pogrodzone. Różnorodne płoty, parkany, mury – miszmasz stylów w tym zakresie również zapewniony.

Wąskie uliczki. Niektóre o zagadkowych nazwach: Kłosowa – ale pola, ze ścielącymi się od obfitości ziaren zbożami, nie uświadczysz,  Piwoniowa – konia z rzędem, kto znajdzie przy niej jakieś ładne kwiatowe ogrody, Na Przełaj –  być może chodzi o na przełaj donikąd,  Jabłoni - a gdzie te sady, Chlubna – i czym się tu chełpić, chyba, że wiecznym błotem, Zawiślańska – no faktycznie do Wisły stąd daleko,  Pstra – raczej szara, Tapetowa – jeśli jest tu gdzieś wytwórnia tapet, to głęboko ukryta, Widna – tylko gdzie te latarnie? Na części tych uliczek obowiązuje zasada podwyższonej czujności: patrz obywatelu pod nogi, wertepów, kałuży, błota, psich kupek i innych tego typu pułapek w bród.  Nomen omen – zdarza się, że trzeba te uliczki w bród pokonywać.

Jest, ciągle jeszcze jest, dużo przejść na skróty, przez zarośnięte krzakami i chwastami działki.  Świetna okazja do ćwiczenia cnoty odwagi. I do weryfikacji stanu polskiej przestępczości.  No i co najważniejsze, z każdego miejsca jest w Choszczówce tuż… tuż do lasu. Randka w ciemno z dzikami murowana.  I to niekoniecznie w lesie. 

Nie ma na Choszczówce bazarku ani warzywniaka, nie ma autobusu podjeżdżającego pod dworzec; nie ma porządnej przychodni lekarskiej;  nie ma publicznego przedszkola, nie ma ścieżki rowerowej wzdłuż Piwoniowej, nie ma schodów pozwalających dostać się na nasz wspaniały wiadukt itd., itd.  A w dodatku pociągi jeżdżą za rzadko.  Prawdziwa dziura.

Czy brzmiało to wystarczająco ponuro? Coś mi się zdaje, że nie bardzo.  Pewnie dlatego, że Choszczówka, mistrzyni afirmacji, cały czas szeptała mi do ucha, że po pierwsze - bloków nikt nie zbuduje, bo mu na to nie pozwolimy; po drugie - architektura nie jest od Sasa do Lasa, tylko eklektyczna;  po trzecie - nazwy ulic są w porządku, a w każdym razie ładnie brzmią; po czwarte - niepubliczne placówki przedszkolne są lepsze od publicznych; po piąte -  okoliczne dziki to najlepsi przyjaciele człowieka; po szóste - nikt nikogo do chodzenia na skróty przez krzaki nie zmusza, a poza tym trzeba wierzyć w efektywność resocjalizacji; po siódme - patrzenie pod nogi w czasie kroczenia uliczkami Choszczówki  to dobre ćwiczenie dla oczu; po ósme - na dworzec PKP zawsze można dojść piechotą, w końcu tu u nas wszędzie jest blisko, nie mówiąc już o tym, że chodzenie jest zdrowsze od sterczenia na przystankach w oczekiwaniu na autobus. Co do wiaduktu – to jak komuś zależy, by się na nim znaleźć, to zawsze może sobie przystawić drabinę. I popatrzeć z góry na nasze miasteczko. Z zachwytem, koniecznie z zachwytem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz