Piękna
jest oświetlona słońcem i nasycona wiosennym ciepłem Warszawa. Człowiek nieco zwalnia, obserwuje świat i zapomina z
wrażenia o audiobookach, w których zatapia się namiętnie w czasie
komunikacyjnych przemieszczeń. Uszy nie są zatkane, a zatem słyszy się, co wokół piszczy.
Nie
bójcie się, nie będzie to skomplikowany i długi raport z podsłuchu. Chcę opisać
jedynie, na gorąco, dwa wspaniałe, według mnie, incydenty. Takie z
przedwczoraj.
Pierwszy
z nich. Młody mężczyzna czeka na tramwaj. W jednej ręce ściska przytkniętą do
ucha komórkę, w drugiej dość grubą książkę, w twardej kunsztownej oprawie, z
dala widać złote litery. Tytułu nie udaje mi się odczytać. Wygląda na to, że
jest to jakaś powieść. Klasyka. Młody mężczyzna, nie obawiając się, że inni
słyszą, oznajmia do komórki: Wkurzasz mnie. Jestem wkurzony.
Odsłuchuje riposty z ironiczną miną, a potem „rzecze” coś, co jest miodem dla
mego ucha i serca: Czara goryczy się przelała. Przez chwilę waham
się, czy nie podejść bliżej i nie spytać, co to za dzieło czyta w podróży ów
złotousty pan. Udaje mi się jednak opanować pokusę, by go jakoś zaklasyfikować,
zaetykietować. Nieważne. Muszą mi wystarczyć te piękne słowa: Czara
goryczy się przelała. Piękno o poranku, przyznacie.
Drugi
z incydentów jest równie uroczy. Zaraz się o tym przekonacie. Jestem już w
tramwaju. Wcisnęłam się głębiej, bo jadę daleko i nie lubię stać w drzwiach.
Inni jednak lubią.
Każdy, kto korzysta z komunikacji miejskiej, wie, że jest
taka grupa obywateli, co to dalej niż metr od drzwi nie odejdą. Stoją,
niezłomni, pewni swych racji. Może mają nadmiernie rozwiniętą potrzebę
bezpieczeństwa i asekurują się, jak mogą? Może nie mają biletów i wypatrują
związanych z tym niebezpieczeństw, cały czas zachowując szansę na skuteczną
ucieczkę przed kontrolą? Może potrzebują świeżego powietrza i zaczerpnięcia
pełnego oddechu na każdym przystanku? Niezależnie od powodów stoją i
uniemożliwiają innym swobodne wejście do wnętrza pojazdu.
Tym razem też tak
było. W środku tramwaju całkiem luźno, a przy drzwiach tłok niesamowity. Dwie
energiczne niewiasty dały jednak radę. Wcisnęły się do środka i, o dziwo, nie
narzekały, nie pouczały. Jedna z nich, po prostu, powiedziała do drugiej,
głośno i wyraźnie, wskazując głową w kierunku tramwajowych staczy -
zapychaczy: Posągi. Czyż można wymyślić lepsze
określenie? Posągi.
Zdarzyła
mi się, jak widzicie, prawdziwa radość o poranku, a właściwie dwie radości. Po
prostu wiosna jest cudna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz