sobota, 21 kwietnia 2018

Posągi i piękno mowy polskiej


Piękna jest oświetlona słońcem i nasycona wiosennym ciepłem Warszawa. Człowiek nieco zwalnia, obserwuje świat i zapomina z wrażenia o audiobookach, w których zatapia się namiętnie w czasie komunikacyjnych przemieszczeń. Uszy nie są zatkane, a zatem  słyszy się, co wokół piszczy.
Nie bójcie się, nie będzie to skomplikowany i długi raport z podsłuchu. Chcę opisać jedynie, na gorąco, dwa wspaniałe, według mnie, incydenty. Takie z przedwczoraj.
Pierwszy z nich. Młody mężczyzna czeka na tramwaj. W jednej ręce ściska przytkniętą do ucha komórkę, w drugiej dość grubą książkę, w twardej kunsztownej oprawie, z dala widać złote litery. Tytułu nie udaje mi się odczytać. Wygląda na to, że jest to jakaś powieść. Klasyka. Młody mężczyzna, nie obawiając się, że inni słyszą, oznajmia do komórki: Wkurzasz mnie. Jestem wkurzony. Odsłuchuje riposty z ironiczną miną, a potem „rzecze” coś, co jest miodem dla mego ucha i serca: Czara goryczy się przelała. Przez chwilę waham się, czy nie podejść bliżej i nie spytać, co to za dzieło czyta w podróży ów złotousty pan. Udaje mi się jednak opanować pokusę, by go jakoś zaklasyfikować, zaetykietować. Nieważne. Muszą mi wystarczyć te piękne słowa: Czara goryczy się przelała. Piękno o poranku, przyznacie.
Drugi z incydentów jest równie uroczy. Zaraz się o tym przekonacie. Jestem już w tramwaju. Wcisnęłam się głębiej, bo jadę daleko i nie lubię stać w drzwiach. Inni jednak lubią. 
Każdy, kto korzysta z komunikacji miejskiej, wie, że jest taka grupa obywateli, co to dalej niż metr od drzwi nie odejdą. Stoją, niezłomni, pewni swych racji. Może mają nadmiernie rozwiniętą potrzebę bezpieczeństwa i asekurują się, jak mogą? Może nie mają biletów i wypatrują związanych z tym niebezpieczeństw, cały czas zachowując szansę na skuteczną ucieczkę przed kontrolą? Może potrzebują świeżego powietrza i zaczerpnięcia pełnego oddechu na każdym przystanku? Niezależnie od powodów stoją i uniemożliwiają innym swobodne wejście do wnętrza pojazdu. 
Tym razem też tak było. W środku tramwaju całkiem luźno, a przy drzwiach tłok niesamowity. Dwie energiczne niewiasty dały jednak radę. Wcisnęły się do środka i, o dziwo, nie narzekały, nie pouczały. Jedna z nich, po prostu, powiedziała do drugiej, głośno i wyraźnie, wskazując głową w kierunku tramwajowych staczy - zapychaczy: Posągi. Czyż można wymyślić lepsze określenie? Posągi. 
Zdarzyła mi się, jak widzicie, prawdziwa radość o poranku, a właściwie dwie radości. Po prostu wiosna jest cudna. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz