czwartek, 10 maja 2018

Miało być miasto, a tu wsia taka

Co niektórzy dziwią się, że Choszczówka to jeszcze Warszawa. Jak to było i jest z naszą wielkomiejskością, sprawdziłam. Oczywiście u Cioci Wikipedii.

Cytuję, bo pewnie nie będzie się Wam chciało Cioteczki odwiedzać: „Choszczówka – osiedle domów jednorodzinnych w północno-wschodniej części Warszawy, w dzielnicy Białołęka, zlokalizowane przy linii kolejowej E-65 z Warszawy do Gdańska w otoczeniu Lasów Legionowskich, Lasów Choszczówki oraz Lasów Białołęki Dworskiej. Choszczówka od północy graniczy z gminą Jabłonna, od północnego-wschodu ze wsią Józefów w gminie Nieporęt, od południa z Białołęką Dworską, od północnego zachodu z osiedlem Nowodwory, od zachodu z Dąbrówką Szlachecką, a od południowego zachodu z Henrykowem”.

Czyż nie piękny opis? Czyż to nie gratka mieszkać w takim miejscu i w takim otoczeniu? W towarzystwie takich nazw?

Najbardziej lubię ścieżki leśne do Legionowa. Najlepiej też je znam. Czasem błądzę, np. pewna moja wyprawa do Białołęki Dworskiej została uwieńczona wizytą w Józefowie. Zdarzyło się to tylko raz, ale zdarzyło.
Ale wracając do rzeczy, czyli do naszej stołeczności. Napisano, że najpierw była wieś. Powstała na początku XIX wieku na wykarczowanych terenach leśnych, a kiedy uruchomiono linię kolejową nabrała rangi wsi letniskowej. Ciocia Wikipedia twierdzi, że w 1877 r. mieszkało na tym terenie 58 osób, w 1904 – 61. Do Warszawy przyłączono Choszczówkę w 1951 r. Staliśmy się częścią miasta, tyle, że dość specyficzną.

Na tyle nietypową, że pozwolę sobie zaryzykować tezę: wsią byliśmy i jesteśmy nadal. Czy mam rację? Przekonajmy się.

Jeśli uznać, że wieś to osada, której mieszkańcy zajmują się uprawą roślin i hodowlą zwierząt, to w jakimś stopniu te warunki spełniamy. Ogródeczki mamy liczne, a w nich różności: zioła, drzewka owocowe i takież krzewy. Nasze gospodarstwo, na ten przykład, posiada sad, a w nim: jedną morelę, jedną gruszę i jedną aronię. Uczciwość nakazuje mi poinformować, że spośród tych drzewek tylko to ostatnie owocuje, a pozostałe - wyłącznie dobrze rokują. Wierzę jednak, że obfite zbiory owoców są  tylko kwestią czasu. Będzie tak, jak u sąsiadki zza płotu, u której nieźle radzi sobie winorośl, a i wiśni zdarzyło się mieć owoce. Nie jest źle.

Jeśli chodzi o inne wiejskie dobra, to zwierząt ci u nas dostatek, zwłaszcza psów i kotów. Osobiście mam na stanie inwentarza wspaniałego kreta. O ptactwie nie wspominając. Jajek z tego, co prawda, nie ma.

Tak sobie myślę, że może jednak bardziej odpowiednia dla Choszczówki  będzie jakaś inna definicja wsi? Na przykład ta mówiąca, że wieś to zbiorowisko ludzi, osiedle z należącymi doń gruntami.  Wypisz, wymaluj Choszczówka.  Albo definicja ujmująca wieś jako społeczność lokalną, której funkcję produkcyjną uzupełnia funkcja rodziny i czyni to w sposób jednolity, z zachowaniem kontroli społecznej**? Nic dodać, nic ująć.  Na Choszczówce z reguły wiemy, co w trawie, u sąsiada, piszczy; co się za płotem dzieje. Socjolog byłby zadowolony. Społeczność sprawdza, mniej lub bardziej dyskretnie,  mniej lub bardziej dokładnie, czy funkcje rodzinne i produkcyjne są należycie pełnione.  Czy rośliny podlane? Koty nakarmione? Mąż wyprowadzony na spacer? Kawa poranna wypita? Goście byli , czy dopiero będą? Co serwowano na grillu? Kiełbasę czy szaszłyki? Kontrola społeczna zachowana.

Pora podsumować: miało być miasto, a wyszła wieś.  Na szczęście. W związku z powyższym, zamiast puenty będzie Kochanowski:   „Wsi spokojna, wsi wesoła, Który głos twej chwale zdoła? Kto twe wczasy, kto pożytki /może wspomnieć za raz wszytki?”

Byłabym zapomniała: karczmę (a jak kto woli: oberżę lub gospodę) też mamy.

*autor Józef Szymański
** autor Jan Turowski

Przypominajka, czyli tekst z 2016 r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz