sobota, 16 czerwca 2018

NEUROBIK. ĆWICZENIE 2. MILCZYCIE W OBIAD, MÓJ PANIE KONRACIE



Instrukcja w miarę prosta. Mam się powstrzymać od gadania w trakcie jedzenia, a potrawy zaczną inaczej smakować, poczuję nowe zapachy, usłyszę nowe dźwięki. Świat pokaże nowe, jak rozumiem niezwykłe, oblicze. Świat jedzenia, oczywiście.

Postanowiłam od razu przystąpić do dzieła. Niedzielny obiad. Rosołek z makaronem. Kawałek mięsa  z rosołu z kartofelkami i surówką. Klasyka. Na tyle nieinteresująca, że syn po sprawdzeniu, co jest dzisiaj na obiad, stwierdził, że nie jest głodny i zje ewentualnie coś później. Jako uznająca prawo innych do wolności osobistej, nie kwestionowałam jego decyzji. Pozostało mi ćwiczyć w towarzystwie małżonka. Niewtajemniczonego zresztą w moje neurobikowe poczynania, jako że z góry uznałam, że je wyśmieje i wszystko zepsuje.
Siedliśmy za stołem. Rosół w talerzach. Łyżki w dłoniach. I nic. To znaczy – ja nic nie mówię. On, mimo że nie wtajemniczony, też nic. W normalnych warunkach pewnie bym zaproponowała „Daj głos”, ale teraz poprawiam kondycję mózgu i milczę. Rosół jak rosół, za to siorbanie, moje osobiste, jakieś głośniejsze. Mąż nie siorbie, ale za to wzdycha, co strasznie mnie wkurza. Dwie – trzy łyżki rosołu i westchnienie, znowu trochę rosołu i znowu westchnienie.  Zapytać, co mu tak ciężko, nie mogę, bo przecież ćwiczę milczenie, ale szlag mnie pomału trafia.
Drugie danie nałożone.                                                        
- Wypijesz herbatę? – pytanie Męża przerywa ciszę, która brzęczy w uszach. Mam wrażenie, że tylko w moich, ale w każdym razie brzęczy.
-Jak możesz, to zrób – odpowiadam niebacznie i nie wiem, czy ta moje odzywka już zniszczyła sens ćwiczenia, czy jeszcze nie.
Wczuwam się w smak potrawy. Kartofelki całkiem, całkiem. Może przydałoby się trochę więcej masełka. Mięsko trochę bez smaku, ale czego wymagać od wygotowanej sztuki. Surówka sama pychota. Czy to już te nowe doznania? Czy mój mózg młodnieje?
Widelec trochę stuka, w drzwi balkonowe zaczyna drapać kot sąsiadów. A mnie zaczyna ogarniać furia i za chwilę wybuchnę, wrzasnę, przełamię tę ciszę, bo widzę to coraz wyraźniej, a właściwie słyszę, że on, mój Mąż, w ogóle nie zauważył, że się do niego nie odzywam.  

*Tytuł zapożyczyłam od Kochanowskiego:  „Milczycie w obiad,  mój panie Konracie; Czy tylko na chleb gębę swą chowacie?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz