Choszczówka
odmeldowała się licznie. Galeria B.S. wypełniona po brzegi. Gość w końcu niezwykły,
Dobro Narodowe – jak ogłosili Gospodarze Galerii. Aleksander Doba, rocznik 46, mąż, ojciec,
dziadek. Osiadły, jeśli w jego przypadku można tak powiedzieć, w Policach.
Inżynier mechanik – to określenie jest bodaj najważniejsze w jego
autoprezentacji.
Nic co ekstremalne nie jest mu obce. No, prawie wszystko.
Żeglarstwo, szybownictwo, paralotniarstwo, kajakarstwo, kolarstwo. Nawet
turystyka piesza, którą również uprawia, ma, założę się, w jego wydaniu charakter ekstremalny. Taki to temperament. Dowody? Będą, pośrednie. Cytuję: „Pierwszy raz wybrałem się na spływ kajakarski w 1978 roku. I od razu
najwyższa półka - Dunajec. Nigdy
wcześniej nie pływałem składakiem po górskiej rzece”.
Przyjechał
autostopem. Z Płud pod drzwi Galerii. Pełen energii. Radości. Szczerości. „I’m
70 years young” . Trzykrotnie przepłynął Atlantyk. Kajakiem. Od kontynentu do
kontynentu. Spędził 40 dni w Trójkącie Bermudzkim. Niestety mimo starań nie
odkrył jego tajemnicy. Kajakami zaraził się po trzydziestce. Późno zaczął wiosłować,
więc nie miał wyjścia i musiał to robić intensywnie. No i było intensywnie. Ot
chociażby w czasie ostatniej wyprawy. Przyrządy ostrzegały, sms-y alarmowały: Sztorm idzie, panie Doba. No i
przyszedł: 10-metrowe fale, wiatr 10 w skali Beauforta. I tak przez dwie doby. „Piekielnie ciężki to był rejs”, ale Doba
dał radę. Czy się bał. Nie, strachu nie było, w każdym razie paraliżującego
myślenie i działanie. Była przede wszystkim ciekawość, jak to będzie.
By
tak funkcjonować, trzeba mieć silne poczucie własnej skuteczności i wdrukowaną
gdzieś tam w dzieciństwie czy młodości nadzieję na sukces. No i wspaniałą kondycję fizyczną. Z tej
ostatniej Aleksander Doba jest dumny i twierdzi, że zawdzięcza ją genom i
przykładowi babci.
No
cóż, jedno jest pewne. Na pewno nie chciałabym i nie potrafiłabym spędzić nawet
dnia, a tym bardziej miesięcy, na bezkresnych wodach Atlantyku i to w kajaku, nawet tak
wspaniałym jak Olo. Tym bardziej sama,
samiusieńka, I nieważne, czy byłby to
Atlantyk północny, czy południowy. A
Doba chciał tego, zrobił to i na dodatek dało mu to poczucie spełnienia. Nie
przypadkowo wiosłując podśpiewywał: „Ach,
jak przyjemnie kołysać się wśród fal, Gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal”.
Słuchałam
morskich, i nie tylko, opowieści z przejęciem. Nawet techniczne szczególy
okazaly się fascynujące. Wspaniały wieczór.
*cyt.
A. Doba, Na fali i pod prąd, obwoluta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz