środa, 19 września 2018

Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal



Choszczówka odmeldowała się licznie. Galeria B.S. wypełniona po brzegi. Gość w końcu niezwykły, Dobro Narodowe – jak ogłosili Gospodarze Galerii. Aleksander Doba, rocznik 46, mąż, ojciec, dziadek. Osiadły, jeśli w jego przypadku można tak powiedzieć, w Policach. Inżynier mechanik – to określenie jest bodaj najważniejsze w jego autoprezentacji. 

Nic co ekstremalne nie jest mu obce. No, prawie wszystko. Żeglarstwo, szybownictwo, paralotniarstwo, kajakarstwo, kolarstwo. Nawet turystyka piesza, którą również uprawia, ma, założę się,  w jego wydaniu charakter ekstremalny. Taki to temperament. Dowody? Będą, pośrednie. Cytuję: „Pierwszy raz wybrałem się na spływ kajakarski w 1978 roku. I od razu najwyższa półka -  Dunajec. Nigdy wcześniej nie pływałem składakiem po górskiej rzece”.

Przyjechał autostopem. Z Płud pod drzwi Galerii. Pełen energii. Radości. Szczerości. „I’m 70 years young” . Trzykrotnie przepłynął Atlantyk. Kajakiem. Od kontynentu do kontynentu. Spędził 40 dni w Trójkącie Bermudzkim. Niestety mimo starań nie odkrył jego tajemnicy. Kajakami zaraził się po trzydziestce. Późno zaczął wiosłować, więc nie miał wyjścia i musiał to robić intensywnie. No i było intensywnie. Ot chociażby w czasie ostatniej wyprawy. Przyrządy ostrzegały, sms-y alarmowały: Sztorm idzie, panie Doba. No i przyszedł: 10-metrowe fale, wiatr 10 w skali Beauforta. I tak przez dwie doby. „Piekielnie ciężki to był rejs”, ale Doba dał radę. Czy się bał. Nie, strachu nie było, w każdym razie paraliżującego myślenie i działanie. Była przede wszystkim ciekawość, jak to będzie.

By tak funkcjonować, trzeba mieć silne poczucie własnej skuteczności i wdrukowaną gdzieś tam w dzieciństwie czy młodości nadzieję na sukces.  No i wspaniałą kondycję fizyczną. Z tej ostatniej Aleksander Doba jest dumny i twierdzi, że zawdzięcza ją genom i przykładowi babci.

No cóż, jedno jest pewne. Na pewno nie chciałabym i nie potrafiłabym spędzić nawet dnia, a tym bardziej miesięcy, na bezkresnych wodach Atlantyku i to w kajaku, nawet tak wspaniałym jak Olo.  Tym bardziej sama, samiusieńka,  I nieważne, czy byłby to Atlantyk północny, czy południowy.  A Doba chciał tego, zrobił to i na dodatek dało mu to poczucie spełnienia. Nie przypadkowo wiosłując podśpiewywał: „Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal, Gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal”.

Słuchałam morskich, i nie tylko, opowieści z przejęciem. Nawet techniczne szczególy okazaly się fascynujące. Wspaniały wieczór. 
 *cyt. A. Doba, Na fali i pod prąd, obwoluta.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz