Kasia Pietrzko Trio
na Scenie Przystanku Choszczówka. Schyłek lata. Ciepły, piękny wieczór. Prawie
bezwietrznie. Dziki Zakątek pięknie
oświetlony. Na tle lasu jawił się jako
bezpieczna, atrakcyjna przystań.
Tym
razem, mimo koncertu, nie było w Dzikim
kłębiącego się, niecierpliwie oczekującego na otwarcie drzwi do sali koncertowej,
tłumu. Było nas nieco mniej niż zwykle. Nie wiem - dlaczego? Czy tak to po
prostu zaplanowali organizatorzy? Mniej biletów, więcej przestrzeni? Czy też
może tak wczesny, bo wrześniowy, termin koncertu zaskoczył bywalców Przystanku?
Jeszcze nie zdążyli odetchnąć po wakacjach, a tu, masz baba placek, Błażej Małczyński
koncert organizuje? Bo chyba jednak nie
o to chodzi, że jazz w tytule przerzedza szeregi publiczności?
Swoją
drogą, jak nie przyszli, niech żałują. Było cudnie. Elegancko i nastrojowo.
Jazzowo. To, że jazzowo na scenie –
rozumie się samo przez się. Ale jazzowo było również na widowni*, bo stoliki
były, i świece, i trunki na stolikach, i podeprzeć się można było, by wygodnie
i w skupieniu wsłuchiwać się w muzyczne poczynania tych, co na scenie
dawali z siebie wszystko, a nawet
więcej.
Kasia Pietrzko -
młodziutka, zaledwie 24–letnia pianistka i kompozytorka. Andrzej
Święs – kontrabasista. Piotr Budniak – perkusista. Ktoś napisał, że to co robią, to jazz z duszą. Potwierdzam. Zagrali na Przystanku przejmująco i pięknie.
Święs – kontrabasista. Piotr Budniak – perkusista. Ktoś napisał, że to co robią, to jazz z duszą. Potwierdzam. Zagrali na Przystanku przejmująco i pięknie.
Jestem
jazzowym dyletantem. Dzisiaj, dzięki Przystankowi, nieco mniejszym niż dwa lata
temu. Niemniej w przestrzeni jazzu poruszam się nieudolnie. Można by rzec, że
jestem na etapie pełzania. Do raczkowania mi daleko, nie mówiąc już o pierwszych
samodzielnych krokach. Nie będę zatem analizować tego, co i jak zagrali
wczorajsi goście Przystanku. Bo najważniejsze jest i tak to, że kompletnie mnie
oczarowali.
*Może warto tak aranżować
salę i na innych koncertach jazzowych?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz