piątek, 21 września 2018

PRZYSTANEK JAZZ



Kasia Pietrzko Trio na Scenie Przystanku Choszczówka.  Schyłek lata. Ciepły, piękny wieczór. Prawie bezwietrznie. Dziki Zakątek pięknie oświetlony.  Na tle lasu jawił się jako bezpieczna, atrakcyjna  przystań.  


Tym razem, mimo koncertu, nie było w Dzikim kłębiącego się, niecierpliwie oczekującego na otwarcie drzwi do sali koncertowej, tłumu. Było nas nieco mniej niż zwykle. Nie wiem - dlaczego? Czy tak to po prostu zaplanowali organizatorzy? Mniej biletów, więcej przestrzeni? Czy też może tak wczesny, bo wrześniowy, termin koncertu zaskoczył bywalców Przystanku? Jeszcze nie zdążyli odetchnąć po wakacjach, a tu, masz baba placek, Błażej Małczyński koncert organizuje?  Bo chyba jednak nie o to chodzi, że jazz w tytule przerzedza szeregi publiczności?
Swoją drogą, jak nie przyszli, niech żałują. Było cudnie. Elegancko i nastrojowo. Jazzowo.  To, że jazzowo na scenie – rozumie się samo przez się. Ale jazzowo było również na widowni*, bo stoliki były, i świece, i trunki na stolikach, i podeprzeć się można było, by wygodnie i w skupieniu wsłuchiwać się w muzyczne poczynania tych, co na scenie dawali  z siebie wszystko, a nawet więcej.  

Kasia Pietrzko  - młodziutka, zaledwie 24–letnia pianistka i kompozytorka. Andrzej
Święs – kontrabasista. Piotr Budniak – perkusista. Ktoś napisał, że to co robią, to jazz z duszą. Potwierdzam. Zagrali na Przystanku przejmująco i pięknie.

Jestem jazzowym dyletantem. Dzisiaj, dzięki Przystankowi, nieco mniejszym niż dwa lata temu. Niemniej w przestrzeni jazzu poruszam się nieudolnie. Można by rzec, że jestem na etapie pełzania. Do raczkowania mi daleko, nie mówiąc już o pierwszych samodzielnych krokach. Nie będę zatem analizować tego, co i jak zagrali wczorajsi goście Przystanku. Bo najważniejsze jest i tak to, że kompletnie mnie oczarowali.

*Może warto tak aranżować salę i na innych koncertach jazzowych? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz