W Galerii B.S.
zagościło fado. Co prawda na razie tylko na ten jeden październikowy wieczór,
ale historia lubi się powtarzać, więc jest nadzieja na powtórkę. Koncert był udany.
Publiczność zasłuchana, ba, wzruszona. Gościem Galerii był João de Sousa - wokalista, gitarzysta, kompozytor.
Do Polski przyjechał 10 lat temu, z
daleka, bo aż z Portugalii, ojczyzny fado. Pierwszą jego przystanią był Wrocław, drugą,
aktualną, jest Warszawa. Całkiem dobrze mówi po polsku, a jeszcze lepiej po
polsku śpiewa.
Fado nieco przypomina bluesa. To
muzyka pełna tęsknoty, melancholii. Głęboka i prawdziwa. Wokalista. Gitara.
Jedna lub dwie. Wspaniałe brzmienie i słowa chwytające za serce. Nieprzypadkowo styl fado został wpisany na listę niematerialnego
dziedzictwa Unesco. To niezwykła muzyka.
João de Sousa zaśpiewał i zagrał wspaniale.
Była i klasyka, i utwory autorskie. Było po portugalsku, po hiszpańsku, po
angielsku i, jak łatwo się domyślić, również po polsku. Były wzruszająco zaśpiewane
piosenki: „Miłość ci wszystko wybaczy” oraz „Groszki i róże”. Może warto w tym
miejscu wspomnieć, że João de Sousa był finalistą jednej z edycji programu ”X Factor”
i swoim wykonaniem przeboju Ewy Demarczyk, czyli „Groszków i róży”, oczarował publiczność. Ten sam efekt uzyskał w Galerii B.S. Choszczówka została oczarowana. Ba,
zaczarowana. Totalnie.
Swoją drogą, jeśli fado w wersji
oryginalnej, czyli wykonane w języku portugalskim, jest w stanie tak bardzo wzruszać
słuchaczy nie rozumiejących po portugalsku ani słowa, to co dopiero czują
słuchając tej muzyki ludzie, dla których portugalski jest językiem
macierzystym?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz