Niestety nie dotarłam na sobotnią imprezę w Galerii B.S. I bardzo żałuję, bo zagrała
Warszawska Orkiestra Sentymentalna.
Mogę się tylko domyślać, jak wspaniała była zabawa. Przedwojenne szlagiery na
pewno były. I dobrzy muzycy. I dobre wokale. Na pewno było coś z repertuaru
Fogga. I jeszcze coś do muzyki Henryka Warsa. Potańczyć też pewnie było można. Niestety,
mnie tam nie było,
Cóż? Samam
sobie winnam. Trzeba było wrócić na czas do Warszawy. Nie wróciłam, ale
zaraziłam się ideą. Na odległość, ale skutecznie. Od Basi Stelmach się
zaraziłam. Ideą kultywowania folkloru. Nie ma bowiem ku temu lepszego miejsca
niż w Choszczówce, w naszej mini metropolii wspaniałej, ni to miejskiej, ni to
wiejskiej, ale do zabawy chętnej.
Folklor kojarzy się ze wsią, ale przecież
istnieje również folklor miejski. Nieco rozmyty we współczesnej kulturze
masowej. A że Choszczówka to w końcu też
stolica, do dyspozycji mamy niezwykle ciekawy
folklor warszawski.
A gdyby tak, na dobry początek, przywołać tradycję
potańcówek na deskach. I bawić się tak,
jak bawiła się dawna Warszawa. W majowe ciepłe wieczory. Na powitanie lata i na jego
pożegnanie.
Potańcówki na deskach cieszą się ponoć dużym
wzięciem. W Łomiankach się już bawią. I to ponoć od kilku lat. Tylko skąd wziąć
te deski? Jak zdobyć miejsce na ich rozstawienie? I jak pokryć koszty ich
przeobrażenia w „parkiet”, bezpieczny dla
miłośników tańca w plenerze?
Budżet Partycypacyjny chyba nie jest najlepszym
pomysłem. Jeśliby nawet projekt przeszedł w głosowaniu, to długo trzeba by na
deski czekać. Co najmniej dwa lata. Pomarzyć
jednak można. Ponoć z marzeń rodzą się pomysły ich realizacji. Damy radę. W
końcu „nie ma cwaniaka nad warszawiaka”, a „cwaniak i cwaniara to dobrana
para”. Do pląsów gotowa.
Wyobraźmy sobie deski rozłożone na polanie w
pobliżu Dzikiego Zakątka. Albo w jakimś innym zakątku. Albo deski bez desek.
Potańcówka na murawie. Orkiestra gra. Choszczówka tańczy. Z przytupem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz