Lubią nas, czy nie lubią –
oto jest pytanie. Nas, czyli warszawiaków. Z obserwacji i różnorodnych sondaży wynika, że
za bardzo nie lubią.
Taki też jest wniosek z badań nad regionalnymi stereotypami i uprzedzeniami, które przeprowadziłyśmy kilkanaście lat temu wraz z Krystyną Doroszewicz. W oczach ankietowanej młodzieży warszawiacy jawili się jako osoby aroganckie, pewne siebie, zarozumiałe, a ponadto: nadmiernie pewne siebie, aktywne, egoistyczne, mędrkujące, nietolerancyjne, hałaśliwe, agresywne, krytykanckie. I na dodatek snoby z warszawian i samochwały. Starczy?
Jak łatwo zauważyć, wyłaniający się z tych określeń wizerunek
odpowiada postaci cwaniaka, spryciarza, sławionego w popularnej w swoim czasie
piosence„ nie masz cwaniaka nad warszawiaka”.
Niektórzy z respondentów wskazywali co prawda i na pozytywne cechy mieszkańców
stolicy, takie jak: przedsiębiorczość i ambicja, ale byli w mniejszości. Na
pytanie, czego się można nauczyć od warszawiaków, najczęściej odpowiadano:
niczego.
Czy negatywny obraz
warszawian jest ceną za ich „stołeczność”?
Jak we fraszce Sztautyngera o kolumnie króla Zygmunta, który
przeniósł stolicę do Warszawy: „ Za
to, że Kraków miałeś w d...., za karę stoisz na słupie.” No i ten aplauz powszechny
dla piosenki Pod Budą: „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”? I
jeszcze ochoczo odśpiewywany refren z piosenki Rynkowskiego: „Jedzie pociąg z
daleka, na nikogo nie czeka. Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy”.
Uprzedzenia wobec
warszawiaków nie są niczym nowym. Mają swoją historię. Wieki temu Franciszek Bohomolec (1720-1784) pisał: „Warszawa jest Warszawą, nie światem”. „A w Warszawie gdzie jeno pójdziesz, wszędzie usłyszysz szkodliwe
cudzemu honorowi mowy! Nie ma tego zebrania, nie ma tego domu, gdzie by cudzej
sławy nie nicowano”. I jeszcze: „ I
początek , i koniec Warszawy jest ladaco”. Chyba Bohomolec nie lubił
Warszawy. Krytyczny był wobec niej również Franciszek
Dionizy Kniazin (1750 – 1807): „Już
mię znużyły ulice Warszawy/Te ruchy dymu i wrzawy/Te pychy z nędzą ustawiczna
wojna”.
Inni gorliwie im wtórowali. Mikołaj Biernacki (1836 – 1901): (…) będąc zerem - w Warszawie można być
geniuszem prawie, byle zręcznie blagą szumieć? Ma się rozumieć. Ma się
rozumieć”. W sumie obiecujące. Warto aspirować do stolicy. Co prawda Wiktor Gomulicki (1848 – 1919) twierdził,
że: „(...) w Warszawie nie ma – i nigdy
nie było – miejsca dla poetów”. I żeby nie było wątpliwości dorzucał: „Umysły warszawian, z natury leniwe i skłonne
do nawyknień, lubią każdą rzecz i każdą osobę ubierać w stałe, niezmienne
formy. Rzecz i osoba mogą po tysiąc razy przekształcać się, do gruntu zmieniać
– warszawianie będą w nich zawsze widzieli to tylko, co im się przy pierwszym
zaznajomieniu widzieć podobało”. Innymi słowy: leniwe mamy umysły.
Nie łaskawszy dla Warszawy
był Feliks Szober (1846 – 1879).
Chociaż pisał przewrotnie: ”Dziś Warszawa
ciągle wzrasta/Jest w niej ruch i szum/Przez ulice tego miasta/Wielki płynie
tłum./Tutaj złotem, szykiem, sławą/Głupstwo można kryć/Hej, Warszawo, hej, Warszawo!/W tobie słodko żyć”.
Stanisław Dobrzański (1848 – 1880), w „Żołnierzu królowej Madagaskaru” ostrzegał: „Warszawa to gniazdo zepsucia” i dorzucał (trafnie – nietrafnie?): „Ha! Ha! Ha! W Radomiu! W Radomiu łatwo być cnotliwym, ale w Warszawie”.
Pocieszyć się można, co
nieco, słowami Henryka Rzewuskiego (1791-1866),
który rzecz potraktował na zasadzie „każdy kij ma dwa końce”: „Dobrze to nasz nieboszczyk ojciec powtarzał,
że ta Warszawa jest Sodomą. Niech i tak będzie, ale to pewna, że w tej Sodomie
wesoło”.
Andrzej
Strug (1873 – 1937) do tematu podszedł systematycznie: „Warszawa, ten syreni gród , płochy/.../
stolica płytkich kurierków, najpiękniejszych karnawałów, raj narodowej
demokracji oi ziemia obiecana Żydów – i tak dalej, i tak dalej – w istocie jest
to miasto tajemnic, gród najbardziej fantastyczny w Europie. Trzeba tylko
otrząsnąć się ze złudnych pozornych wrażeń. To, co widać po wierzchu: rejwach i
skręt po ulicach, lekka myśl i błazeństwo gazet, hulaszczość i geszefciarstwo
burżuazji, nędza i zdziczenie proletariatu”. Socjolog byłby zadowolony.
I już na koniec, ku pocieszeniu
serc, Kazimierz Laskowski (1861 –
1913). Przeczytajcie, bo ładnie o tej naszej Warszawie pisze: E! gadajda, co chcecie/ Komu obce ciekawe/ Nie
ma miasta na świecie/ Nad tę naszą Warszawę!/ Może tam gdzie i lepiej/ Człowiek
podje, napije/ Ale gdzie tak pierś skrzepi,/Gdzie tak serce zabije,/Gdzie tak
dusza coś powie, /Gdzie tak snują się myśli/Takie echo gdzie złowi/ Jako u nas
przy Wiśle?”.
Stereotypy dotyczące
Warszawy i warszawiaków były, są i będą. Ich treść nie musi być jednak
niezmienna. Może kiedyś „naród polubi mieszkańców swojej stolicy”? A może już
lubi? Z drugiej strony, jak twierdzą niektórzy, dziś nie tylko prawdziwych Cyganów
już nie ma, ale również nie ma prawdziwych warszawiaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz