To się widzi, to się czuje. Koniec jesieni. Choszczówka wygląda jak
zmokła kura. Pod stopami ścielą się czerniejące od zimna i wilgoci liście.
Niektóre złośliwie podstawiają nogę przechodniom. Zwłaszcza spieszącym na
poranne pociągi. Można wywinąć na liściowym poślizgu bardzo atrakcyjnego dla
postronnych kozła.
Okna domów dziwnie szare, nawet po zapaleniu świateł. Dachy
błyszczą od deszczu, a z kominów unoszą się dymy. Dymek od sąsiada jak zwykle
atakuje moje okno na poddaszu. Albo okno za wysoko, albo komin sąsiada za
nisko. Trzeciej opcji nie ma. To znaczy jest. Wiatr wieje ze złej strony.
Listy znowu zmokły.
- Skrzynka przecieka – twierdzi mąż.
-Dobrze chociaż, że dach nie przecieka – odpowiadam.
Do lasu chodzi się rzadziej. Błoto, błoto i jeszcze raz błoto. A na
głowę kapie. W końcu koniec jesieni.
Powiesiliśmy na drzewku w ogródku kule z ziarnem dla ptaków. No i
mamy gości. Głównie sikorki. Tempo konsumpcji przerażające. Trzeba będzie
dokupić ziarna. O to przecież jeszcze nie zima.
Ogródek w smutku, ptaki głodne, nam zimno. Niewesoło.
OdpowiedzUsuń