poniedziałek, 3 grudnia 2018

Urodziny Przystanku



Pierwszy koncert na Scenie Przystanku Choszczówka odbył się w listopadzie 2014 r. Trochę czasu od tego momentu upłynęło, przyznacie?  Zacznę od związanego z tym wydarzeniem cytatu z „Naszej Choszczówki. Pisma mieszkańców Zielonej Białołęki”. A zatem, czytajmy:  „Tym razem - muzykujący aktor i tekściarz Aleksander Trąbczyński zaprasza na wieczór pt. ”Mój Bułat, mój Wołodia, własne tłumaczenie piosenek Bułata Okudżawy i swoje ulubione pieśni Włodzimierza Wysockiego”.

Cztery lata temu tak o tym pisałam:

Dla dzików, jak sądzę, wstęp wolny. Cała reszta za biletami.  Będzie się działo, będzie śpiewało, będzie słuchało. Tyle, że nie ja. Nie ja będę śpiewać, nie ja będę słuchać. Chyba, że w zaciszu domowym, czyli w Oswojonym, a nie Dzikim, Zakątku. Mam stosowne płyty, czyli da się koncert zrobić. 


Rzeczywistość bywa okrutna. Nie załapałam się na bilety. Nie starczyło. Może rozdrapali je znajomi i krewni Królika, a może jacyś gorliwcy dokonali rezerwacji na cito. Dla mnie w każdym razie zabrakło. Odczuwam w związku z tym gorycz porażki. Nie dla mnie najnowszy „Choszczówka Event”. Nie dla mnie.

Chyba, że nie dam za wygraną. Udam się pod Dzikiego, ukryję między drzewami i posłucham. Nośność mikrofonów winna okazać się satysfakcjonująca. To może być nawet przyjemna alternatywa – nie w tłumie, nie w dusznej sali na twardym krześle, tylko na łonie natury. Swobodnie, spontanicznie. Z dala od wirusów i szalejących bakterii. W dodatku za darmo. Gorzej jak śnieg poprószy, a mróz przyciśnie; albo jak okaże się, że takich jak ja, pomysłowych mieszkańców Choszczówki, jest więcej i my wszyscy znajdziemy się pod płotem, a dokładniej, za płotem? I wtedy nici z tajemniczości i indywidualizmu. Przyjdzie mi słuchać koncertu w tłumie „niezałapanych”, a może nawet „oburzonych”.

Myślę sobie, wolę inne akcje Choszczówki. Taka np. demonstracja przeciw spalarni w Czajce. ”Precz ze spalarnią. Precz ze spalarnią”. Do protestujących każdy mógł się przyłączyć. Bez biletu. Swoją drogą aż tak dużo się nie przyłączało. Widać ludzie wolą „eventy” zabiletowane.

A wracając do „Przystanku Choszczówka”.  Trzymam kciuki. A w piątek i tak spotkam się z Wysockim i będzie jak w jego piosence:

„Słuchajcie, jak wiruje na starym patefonie
Mój głuchy, zachrypnięty, rozpaczy pełen głos,
Na startej czarnej płycie z okładki rozklejonej...
W skupieniu, jak przed laty, mych pieśni słucha ktoś”.


No cóż, w cztery lata później mogę napisać, że moja zapobiegliwość w kwestii biletów wzrosła. Ba, przerodziła się nawet w nadgorliwość. Mogę też donieść, że Scena Przystanku Choszczówka  ma się dobrze i dobrze rokuje. Byle tak dalej, czego Przystankowi i jego organizatorom serdecznie życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz