Deszcz pada. Pada i pada. Momentami przestaje. Trzeba wstać. Kiedy
bowiem tak pada, to nasz dach dźwięczy wspaniale. To najlepszy budzik na świecie.
Muzyka, to cichnie, to staje się głośniejsza. Rytmy się zmieniają. Melodia się zmienia. I jak tu spać?
Deszcz jesienny niektórych usypia. Mnie, z racji dachu, niekoniecznie. O ile deszcz wiosenny budzi do życia, to ten późnojesienny przypomina o przemijaniu. Obmywa Choszczówkę, nasz
dom, nasz ogród. Może mniej efektywnie niż deszcz wiosenny, ale zawszeć. Z samochodów spływają, wraz ze strugami deszczówki, brudy
przywiezione z centrum. Spływają też brudy miejscowe.
Ludzie siedzą w domach. Jak mawiała moja Babcia i jak śpiewała Anna
Jantar, psa na taki deszcz nie wygonisz. Kota tym bardziej. „Na dworze deszcz, ulewa, że nie wygonisz
psa, Wilgotnym deszczem drzewa przygiął wiatr. I dzwonek telefonu jakby
deszczem drży, Twój mokry głos też inaczej brzmi”.
Dla jednych to pogoda na kawę. Dla innych na herbatę z miodem i
cytryną. Dla mnie to idealna pogoda na kakao, gorące kakao i bułkę z masłem.
Tyle, że po kakao w szafce nawet śladu nie ma, a bułka starawa, nie sięga
ideału. Winna być świeża, chrupiąca. Do
sklepu niedaleko, ale przecież w taki dzień nawet psa … itd.
Pozostaje rozwiązanie kryzysowe. Jajecznica. Duża jajecznica na
maśle. A do niej jakaś dobra książka. Koniecznie sczytana, czyli taka, że znasz
ją na pamięć. Jajka są w lodówce. Masło jest. Woda do czajnika, patelnia na
ogień. Na śniadanie wpadnę do Kanady, do
rodziny Whiteoków. Zjem swoją jajecznicę w nieco staroświeckiej, ale
bardzo przytulnej jadalni w Jalnie. Może rozpalą w kominku?
Ja, z powodu smogu, jeszcze spauzuję.
Ja, z powodu smogu, jeszcze spauzuję.
*„Rodzina Whiteoków” to 16 –
tomowa saga rodzinna napisana przez Mazo de La Roche. Opisuje dzieje rodu na
przestrzeni lat 1854 – 1954.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz