Lubię spacery po lesie. W zasadzie po każdym. Po naszym przede wszystkim.
Trudno w nim zabłądzić, a to cieszy tak nędznego piechura jak ja. Można skręcić
w dowolną ścieżkę. Można iść na przełaj. Tereny chronione są nieliczne i można
je swobodne obejść. Za każdym razem celebruję tę wspaniałą chwilę przekraczania
granic Warszawy. Jeszcze przed sekundą była STOLICA, a już po sekundzie GMINA
JABŁONNA.
Ostatnio, z uwagi na błoto, bardziej niż spacerami po lesie,
delektuję się przechadzkami po okolicach zurbanizowanych. Urocze i mniej urocze
uliczki, urocze i mniej urocze domki, urocze i mniej urocze ogródki. Chciałoby
się zajść wszędzie, wszystko odwiedzić. Zajrzeć w każdy kąt. No, prawie w
każdy. A tu przeszkoda, czyli tablice zwiastujące, że teren prywatny, że obcym
wstęp wzbroniony. Jacy obcy? My przecież też z Choszczówki.
Jako dziecko lubiłam penetrować zakamarki mojego miasteczka. Znałam najróżniejsze skróty, do szkoły, do sklepu, do kościoła. Przejścia przez podwórka, boczne uliczki. Było w tym poczucie przynależności do miejsca. Było poczucie wolności.
Kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy na Choszczówkę, a był to okres zimowy,
kiedy budował się nasz dom, odkryliśmy wspaniałe osiedle białych domków.
Przeszliśmy się po nim z przyjemnością. Ślicznie było. Bożonarodzeniowe ozdoby,
światełka, wieńce wiszące na drzwiach. Wszystko to wyglądało sympatycznie,
ciepło, gościnnie. Nie wiedzieliśmy wówczas, że wstęp jest wzbroniony. Może
zresztą jeszcze nie był. Przyjaciele, przyjeżdżający zobaczyć nasze nowe
miejsce na ziemi, bardzo nam zazdrościli. Konstatowali – jak tu pięknie, jakie
ładne trasy spacerowe, jak przyjaźnie.
Ale to już czas przeszły. Teren prywatny. Wstęp wzbroniony. Fora ze dwora.
Wkurzają mnie ogrodzone osiedla w Śródmieściu, to, że z Dworca Gdańskiego nie
da się przejść na skróty na Stawki. Moda na grodzenie, bo chyba jednak
nie jest to konieczność, szybko nie przeminie. Eksperci ostrzegają, że
zamknięte osiedla oduczają nas współpracy i prowokują złodziei. Ale kto by tam
wierzył ekspertom. Polska jest ponoć liderem światowym w dyscyplinie „płotów”.
Może o to chodzi, żeby być liderem, choćby w sztuce grodzenia.
Chciałabym, aby na Choszczówce było inaczej, ale to się nie uda. Nie da się
być szczęśliwym i bezpiecznym bez solidnego ogrodzenia, albo raczej odgrodzenia
się. Niech i tak będzie. Otaczajmy płotami swoje domki i swoje ogródki.
Taka to już nasza tradycja. Czasami konieczność. Sama też mam płot, a jakże.
Ale nie zamykajmy ulic, dużych połaci miast. Jeśli chodzi o naszą Choszczówkę,
to mam nadzieję, że ostatnim bastionem, który niestety też kiedyś padnie,
będzie moja ulubiona ścieżka przez krzaczki prowadząca z Brzezińskiej na pocztę
i przystanek PKP. Niech trwa wolna od płotów jak najdłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz