Ulica „Na Przełaj”. Warszawa.
Choszczówka. Wieczorowa pora. Pora na spacer. Trzech młodzieńców. Pogrążonych w
konwersacji. Rozgadanych. Obok nich trzy psy. Mniejszy, większy, i całkiem
duży. Pogrążonych w eksploracji otoczenia. Rozbieganych.
Nie wiadomo, czy psy są
przynależne do jednego z młodzieńców, czy do dwóch, czy może każdy z nich jest
właścicielem i przyjacielem jednego z z nich? A może te psy się przybłąkały i
po prostu dołączyły do trzech młodzieńców?
Na ulicy „Na Przełaj” jestem jeszcze ja. Idąca na przełaj, pogrążona w
myślach, ale nie na tyle, by tych młodzieńców i tych psów nie zauważyć.
Zwłaszcza tych psów. Luzem puszczonych. Bez kagańców. Co prawda psów radosnych,
sympatycznie eksplorujących świat. Ale kto to wie, co psom do głowy strzeli? W
końcu stanęłam im niejako w poprzek ich na przełaj. I vice versa. One też mi w poprzek mego na przełaj stanęły,
a właściwie wybiegły.
Trzech młodzieńców nie zwróciło na
mnie uwagi i nie przywołało swych psów (swych – przy założeniu, że te psy wyszły
na spacer ze swymi właścicielami). Psy na szczęście też uwagi na mnie nie
zwróciły. Minęliśmy się bezkolizyjnie. Każdy poszedł w swoją stronę.
Niemniej, nie mam pewności, czy tak
być powinno. Czy nie lepiej byłoby jednak smyczy używać? A przynajmniej psy
przytrzymać lub choćby przywołać na widok nadciągających bliźnich, mniej lub
bardziej strachliwych, a nawet tych całkiem odważnych?
A tak przy okazji:
Na przełaj znaczy iść najkrótszą drogą,
niekoniecznie trzymając się wyznaczonej trasy. Być może właśnie w ten sposób
powstała w Choszczówce ulica „Na Przełaj”.
Prowadząca na skróty do naszej stacyjki. Dzisiaj jest to uliczka jak
najbardziej wyznaczona, prosta jak struna.
„Na
Przełaj” to było również czasopismo młodzieżowe, harcerskie, ilustrowane,
współredagowane przez czytelników, z dużym działem poświęconym poezji i
debiutom poetyckim. Początki czasopisma sięgają 20-lecia międzywojennego. W PRL
ukazywało się ponad 20 lat. Po raz ostatni w 1992 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz