Zamarzyło mi się, by
ktoś raniutko postawił pod moimi drzwiami butelkę pełną mleka, szklaną butelkę,
a jakże, bo to i o ekologię chodzi. A wszystko dlatego, że w lodówce mleka
zabrakło, do sklepu wcale nie tak blisko i w efekcie zebrało mi się na wspominki.
Trudno w to uwierzyć, ale tak było. Świeże pieczywo, mleko, a
nawet masło – dostarczane rano do domu. A dokładniej – przed drzwi blokowego
mieszkania. Taką inicjatywę w końcówce lat sześćdziesiątych podjęło PSS Społem
w moim rodzinnym mieście. W mieście powiatowym.
Na nowym osiedlu, gdzie właśnie
zamieszkaliśmy, nie było sklepu, więc pomysł się przyjął. Szybko, co prawda upadł, ale kilka miesięcy
szczęśliwości mieliśmy zagwarantowane. Poza tym – darowano nam poczucie
wielkomiejskości. Słyszało się przecież, widziało w filmach, czytało w książkach,
że w takiej np. Warszawie codziennie jest roznoszone mleko. W butelkach, pod
same drzwi. I nie trzeba się ubierać, wychodzić z domu, stać w kolejkach itd.,
a mleko było i było z czego zrobić śniadanie.
Moje miasto, jak wyżej,
poszło w realizacji tej idei dalej. Nie tylko mleko czekało na
obywatela, ale również świeże bułeczki i chlebek. Nie wiem, kto był autorem tej
wspaniałej wizji i jej realizacji, ale po dziś dzień jestem mu wdzięczna.
Obraz Wolfgang Eckert z Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz