Od dziś drzwi lasu znów
stoją otworem. Nie jakiegoś tam lasu odległego, ale naszego. Za Chlubną się
rozciągającego, ze 150-letnimi drzewami. Oczywiście gdzieniegdzie rosnącymi*.
Lasy otwarte. Wstęgę
przecięto pewnie wczesnym rankiem. W uroczystości niestety nie uczestniczyłam,
ponieważ na spacer, z uwagi na pracę (zdalną, a jakże) wybrałam się dopiero koło
12.00.
Najpierw obowiązkowo
w maseczce, bo trochę ulicznych tłumów trzeba po drodze zaliczyć (de facto na
uliczkach prowadzących do lasu nie spotkałam nikogo). Potem w kwestii maseczki nieco
poluzowałam (o ile dobrze zrozumiałam przepisy, mogłam tak zrobić, o ile źle
zrozumiałam, oczekuję nie kary, tylko pouczenia).
A więc, przekroczyłam
Chlubną i od razu przekonałam się, że o zniesieniu ograniczeń wszyscy już wiedzą.
Zobaczyłam samochody karnie stojące na parkingu przy Dzikim. A w chwilę później
zobaczyłam spacerowiczów. Jeszcze nielicznych, ale jednak. Z dziećmi i bez
dzieci, z psami i bez psów. W maseczkach i bez. Wirusa nie było widać, ale
przecież wiadomo, jak to z wirusami jest. Nie widać, nie słychać… a są.
Spacer, w związku z
powyższym, przypominał nieco bieg z przeszkodami, jak najbardziej naturalnymi,
bo ludzkimi. Bliźni pojawiali się w
najmniej oczekiwanych miejscach, a trzeba ich było wymijać. Na szczęście mało nas,
póki co, w lesie było, więc jakoś to się udawało. Dystans był zachowany. Gorzej
jak podejmowaliśmy w tym samym momencie symetryczne decyzje, bo dochodziło do
kolizji.
P.S.
Po pierwsze, kierując
się zasadą reporterskiej uczciwości informuję, że w lesie spacerowali też
reprezentanci grupy desperatów, nie omijający bliźniego swego, tylko idący na
starcie. A wtedy, pamiętajcie, liczy się
refleks. Wasz refleks, oczywiście.
Po drugie,
pamiętajcie, że maseczka przed boreliozą nie chroni, więc kleszczom powiedzcie
twarde: nie.
Po trzecie i ostatnie,
donoszę, że las pięknie pachnie, pięknie szumi. Ptaki śpiewają. I jest jak
zwykle. I kiedy tak się po tym naszym lesie spaceruje, to zaczyna się wierzyć,
że jeszcze będzie dobrze, czy jak kto woli: zwyczajnie, na naszym świecie, że
to „jak zwykle” do nas powróci.
*O tych stulatkach
przeczytałam na zielonamapa.waw.pl.
A przy okazji dowiedziałam się, że las w Białołęce Dworskiej jest czwartym pod
względem wielkości lasem na terenie Warszawy. O Henrykowie już skromniej napisano,
bo jest jedynie informacja o tym, że rozpościera się między Tarchominem a
Białołęką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz