wtorek, 7 stycznia 2025

Refleksje po przypadkowej lekturze na temat spania

 

Na dobrą sprawę zamiast siedzieć przy komputerze powinnam iść do łóżka. Śpię zdecydowanie za mało. I to od dawna. I nie wiem nawet, ile godzin snu jest mi potrzebne. Podziwiam ludzi, którzy z dużą dozą pewności mówią: „Jeśli nie prześpię, co najmniej, 8 godzin jestem do niczego”. Ja tak naprawdę nie wiem, po jakiej dawce jestem do niczego, a po jakiej funkcjonuję wspaniale.

           Całkowicie zdezorientowałam swój organizm. Od lat sypiam około 6 godzin na dobę (częściej krócej niż dłużej) i mam poczucie, że jakoś sobie radzę. Tyle, że nie jestem pewna jakości tego „jakoś”. Fakt: zasypiam i budzę się regularnie. To ponoć mój atut. Dowód, że jeszcze nie jest ze mną najgorzej. Chociaż, kto wie?

           Badacze twierdzą, że tylko niewielka część populacji może działać sprawnie śpiąc mało, np. poniżej 5 godzin na dobę. Mało snu potrzebowali Margaret Tchatcher i Winston Churchill.  Dziś do elitarnego klubu „krótko śpiących ("short sleeping elite") należy ponoć Barack Obama. Przyzwoite towarzystwo. Czy mogę się do niego zaliczyć? 

           Są dowody na to, że przyzwyczajamy się do braku snu, oszukujemy swój organizm, a skutki ostateczne nie są najlepsze. Z drugiej strony, spanie długie, np. powyżej 10 godzin na dobę, też może być szkodliwe. I bądź tu mądry.

Na dodatek, jest jeszcze problem tzw. drzemek, np. tych poobiednich. Ile powinny trwać, by przynosić korzyści? Ponoć nie dłużej niż kwadrans, ale kto to wie na pewno?  I jak spać, w jakiej pozycji? Na leżąco, na siedząco? Ja  totalnie takich drzemek, na szczęście, nie lubię, bo czuje się po nich rozbita. Ale czy to dobrze, że nie lubię? A może znowu sobie coś wmawiam?

           I kolejny problem. Czy można nadrobić stracone w tygodniu godziny snu przez spanie w weekendy? 

           Nie, mówią eksperci, nie jest. Takie odsypianie od święta nieco łagodzi deficyt snu, ale w pełni go nie zrekompensuje. Rozregulowuje natomiast jeszcze bardziej, i tak prawdopodobnie nadpsuty, zegar biologiczny. I  jest coraz gorzej. Niestety nie wszyscy moi bliscy chcą to zrozumieć. Nie słuchają, kiedy mówię, że jedna godzina snu przed północą jest więcej warta niż…. dwie dodatkowe nad ranem. Pewnie jestem nieprzekonywująca, jako że sama chodzę spać po północy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz